poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Pittacus Lore "Jestem numerem cztery"

Tytuł: Jestem numerem cztery (I Am Number Four)
Cykl: Dziedzictwo Lorien
Tom: 1
Autor: Pittacus Lore
Wydawca: G+J
Data wydania: 24 luty 2011
Liczba stron: 319

W wiejskim Ohio przyjaźnie i piękna dziewczyna rozpraszają piętnastolatka, który od dziesięciu lat ukrywa się na Ziemi, czekając, aż ujawnią się jego Dziedzictwa, czyli moce, których będzie potrzebował, by dołączyć do pozostałej piątki ocalałych członków Gardy i pokonać Mogadorczyków, którzy zniszczyli ich planetę Lorien.  

Kiedy na ekrany polskich kin wchodził film „Jestem numerem cztery” od razu miałam ochotę się na niego wybrać. Niestety moje plany nie wypaliły i odłożyłam obejrzenie go na ewentualną przyszłość. Gdzieś później o uszy obiło mi się, że jest, ale nie bardzo zawracałam sobie tym głowę. Teraz jednak dostałam w swoje łapki tom drugi tej serii i za nic nie mogłabym sobie darować gdybym nie zaczęła czytać od początku.

Daniel jest na imprezie na łódce znajomego. Świetnie się bawi kiedy w pewnej chwili czuje przeszywający ból łydki i już wie, że musi uciekać. Wie, że Numer Trzy nie żyje a on jest kolejny. Mieszka na Ziemi już od dziesięciu lat i ucieka przed wrogami, którzy zabili mu rodzinę.
Teraz już nie jest danielem. Staje się Johnem Smith'em. Przeprowadza się do miasteczka Paradise w Ohio i tu zaczyna nowe życie naznaczone ciągłym strachem, gotowością do ucieczki i oczekiwaniem na wrodzone dziedzictwa.

„Jeśli straciłeś nadzieję, straciłeś wszystko. A kiedy ci się wydaje, że wszystko stracone, kiedy wszystko wygląda tragicznie i beznadziejnie, zawsze jest nadzieja.” *

Muszę przyznać, ze spodziewałam się czegoś zupełnie innego a dostałam całkiem przyjemną historię z kosmosem w tle. Opowieść o wielkim poświęceniu, walce o własne ja. John (umówmy się, ze będę go nazywała jego aktualnym imieniem) pochodzi z innej planety. Żyje w świadomości, że jest jednym z niewielu, którzy mogą uratować Lorien, ich rodzimą planetę. Jednak chłopak praktycznie wychował się na Ziemi i nie zna innego życia. Nie wie tak naprawdę o co ma walczyć. Jednak wszystko się zmieni, kiedy w końcu uaktywnią się jego dziedzictwa.

John jest zarówno głównym bohaterem jak i narratorem książki. To on stopniowo wprowadza nas w swoją historię. Przez niego poznajemy Henriego, jego opiekuna, osobę która podtrzymuje w nim wiarę w Lorien. Razem z nim przeżywamy wszystko troski i rozczarowania. Widzimy, ze nie jest wcale bohaterem, choć w przyszłości będzie musiał uratować swoją cywilizację. Chciałby być normalnym chłopakiem, którego jedynym zmartwieniem byłyby oceny, przyjaciele, dziewczyna.

Jednak nasz bohater nie jest sam. Towarzyszy mu kilka przyjaznych istot. Henri, który jest dla niego jak dawno utracony ojciec. Wspaniałego, wiernego psa Berniego Kosara. Zwariowanego na punkcie obcych przyjaciela Sama, a także piękną Sarę, z która łączy go uczucie. A często nawet w zaciętych wrogach odnajduje przyjaznych ludzi.

Muszę powiedzieć, że „Jestem numerem cztery” to wspaniała książka, która naprawdę mi się podobała. Dynamiczna, trzymająca w napięciu akcja, barwni, interesujący bohaterowie. Ciekawa fabuła, która pozwoliła odpocząć trochę od tych wszystkich magicznych istot. A co tam, kosmici też są fajni! Autorzy ciekawie przedstawili cała opowieść, ukazali historię Lorien i atak Mogadorczyków. Jest tu trochę magi, tajemnicy i dużo, dużo równych emocji. Jednak ciągle kością w gardle stoi mi fakt, że tak do końca nie wiadomo po co ci straszni Mogadrczycy za nimi podążają z chęcią ich zagłady? Ale wnioskując po ich zachowaniu oni już po prostu tacy są.

W książce brakuje mi jednak opisu bohaterów. John opisał tylko niektóre postaci. Wiadomo nie miał powodu opisywać na przykład siebie. Jednak nie mogłam sobie go wizualizować i przed oczami z oczywistych powodów stał mi ciągle Alex Pettyfer.

Co do samej książki i jej oprawy graficznej. Moja miłość czyli wypukłe litery i za to wielki plus. Okładka z filmowym bohaterem. Średni pomysł szczególnie, że z jakąś taką dziwną on jest miną, a w filmie było dużo lepszych ujęć :D. Znalazłam jednak mnóstwo literówek i złych form gramatycznych („Nawet gdybyśmy ścigali wampirów, po co ci, do diabła, modelina?”), co mnie niestety ciągle dekoncentrowało.

Książka jednak jak najbardziej godna polecenia. Nie jest to może rasowe sciene-fiction, jednak zdecydowanie dużo fantastyki, sensacji i romansu. Powinny po nią sięgnąć osoby, które oglądały film. Książka jest czymś zupełnie innym i moim zdaniem lepszym. Koniec sprawił, ze z tym większą radością zasiądę do kolejnych części.

Moja ocena: 9/10

* - wszystkie cytaty użyte w tekście pochodzą z książki „Jestem numerem cztery” 

W styczniu 2012 roku polska premierę miała druga część cyklu "Moc sześciorga"


A także na podstawie książki powstał film pod tym samym tytułem. 


 ~o.O.o~

I jeszcze nieświadomych informuje o konkursie z okazji pierwszej rocznicy tego bloga. Więcej informacji po kliknięciu w baloniki na górze bocznej kolumny :D 

sobota, 7 kwietnia 2012

Wiktor Trojan "Axis Mundi"

Tytuł: Axis Mundi
Autor: Wiktor Trojan
Wydawca: Novae Res
Data wydania: 21 Wrzesień 2011
Liczba stron: 604

Poznaj inspirowane niezwykłymi faktami losy Witolda Bohuszewicza i jego pana Olbrachta Łaskiego – największego awanturnika swoich czasów. Ich wędrówce niezmierzonymi przestrzeniami Rzeczpospolitej Obojga Narodów i mrocznej Anglii towarzyszy plejada nietuzinkowych postaci. Najwięksi magowie epoki: John Dee i Edward Kelley – hochsztaplerzy, a może przerastający swe czasy wizjonerzy?! Potężni władcy oraz ich być może jeszcze potężniejsi zausznicy: król i wódz Stefan Batory oraz do szaleństwa ambitny Jan Zamoyski; majestatyczna Elżbieta I Tudor oraz złowieszczy mistrz szpiegów Fransis Walsingham.



Uwielbiam lekcje historii. Może tego nie widać, patrząc na moje oceny, ale tak jest. Lubie książki historyczne (ich nie chodzi tu wyłącznie o romanse :D), ale tylko te które napisane są z całym oddaniem i pasją. Niestety nie można tego powiedzieć o dzisiejszych podręcznikach do historii. Czasami (bardzo rzadko!) kiedy coś mnie najdzie i zacznę się uczyć do sprawdzianu to... Nawet szkoda słów. Płacz i zgrzytanie zębów. Nie ma chyba lepszego sposobu na szybki sen niż mój podręcznik. A potem jest krzyk, że młodzież tępa i nie zna historii własnego kraju. Dlatego cieszy mnie wydanie książki Wiktora Trojana „Axis Mundi”.

Głównym bohaterem jest Witold Bohuszewicz, którego poznajemy (częściowo) już w dniu jego narodzin. Nie przebiegają one łatwo, więc wezwana zostaje wiedźma, która pomaga chłopakowi przyjść na świat. Mały Wituś chowa się pod czujnym okiem mamki i tajemniczego sługi. Stary Kmita jest największym bohaterem, niemal półbogiem małego podrostka.
Nadchodzi dzień postrzyżyn kiedy to dziecko z chłopca staje już pełnoprawnym mężczyzną. Ojciec Witolda, Fedor postanawia, że ma podjąć on służbę na dworze u Radziwiłów. Młody Bohuszewicz wyrusza w świat pełen przygód. Kimta na odchodne wręcza mu tajemniczy talizman, który odegra ważną rolę w życiu bohatera.
Dorasta u Radziwiłów, a następnie podejmuje naukę na Akademii Krakowskiej. Okazuje się zdolnym i pojętym uczniem. Niestety popada w kłopoty, które owocują pobytem w więzieniu. Wyciąga go stamtąd Olbracht Łaski. Losy obu tych panów połącza się ze sobą na wiele wiele lat.
Wybawiciel okazuje się sprytnym, inteligentnym, intrygantem. Łaknie władzy i pieniędzy. Celem jego życia jest zdobycie Mołdawii. Nic i nikt nie może stanąć na jego drodze do spełnienia. Niejednokrotnie to właśnie Witold będzie narzędziem w ręku Łaskiego.

Czytając „Axis Mundi” przenosimy się do XVI-wiecznej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Podróżujemy wraz z Witoldem. Doświadczamy wraz z nimi tragedii i okrucieństw wojny. Wypływamy wraz z nim do Londynu.
Poznaje on wiele ciasnawych osobowości. Ważnych magnatów, piękne kobiety, tajemniczych czarnoksiężników.
Zatapiamy się w świat pogoni za bogactwem, władzą, przyjemnościami. Odkrywamy tajemnice alchemii, kiedy to największym pragnieniem niektórych bohaterów jest ołów przemieniony w złoto.
Bohuszewicz zostaje w plątany w wiele niefortunnych wydarzeń i intryg. Nieraz ociera się o wielkie niebezpieczeństwo.

W powieści tej mamy prawdziwe zatrzęsienie różnorodnych postaci. Historycznych, takich jak np. Stefan Batory, Jan Zamoyski czy John Dee, ale też i całkowicie zmyślonych. Sam Witold Bohuszewicz jest wprawdzie postacią jak najbardziej realną, ale całe jego życie i przygody opisane w książce są zdecydowanie zmyślone.

„Axis mundi” jest niesamowitym utworem. Mimo iż rzadko sięgam po tego typu literaturę, to jestem zdecydowanie zadowolona z tej lektury. Autor ma niesamowity talent do snucia historii. Czyta się w ekspresowym tempie. Język jest co prawda lekko charakterystyczny jak dla tamtych czasów jednak w porównaniu z naszymi polskimi noblistami (mam na myśli Reymonta i Sienkiewicza) to bardzo miła i przyjemna opowiastka. Pan Trojan po prostu podbił moje serce. Jego gawędziarski styl jest cudowny. Z samych tylko wstępu i przypisów, uczynił coś niesamowitego (wyglądałam ich chyba bardziej niż całego rozwoju akcji :D). Krótko mówiąc uwielbiam tego człowieka i doczekać się wprost nie mogę aż zostaną wydane kolejne jego książki (bo mam nadzieje, że zostaną :D).

Cała oprawa graficzna „Axis mundi” jest przepiękna. Zarówna okładka jak i rysunek autora przed stroną tytułową nawiązujący do słowiańskich wierzeń. Papier tez jest fajny. Niby taki zwykły, ale wydaje mi się, że czymś się różni od innych książek. Niestety minusik mały za to, że materiał (papier dziecko, papier) z którego zrobiona jest okładka jest strasznie miękka i podatna uszkodzenia. Ale obrazek na niej jest boski.

Polecam naprawdę każdemu, bo książka warta jest naprawdę wielkiej sławy. Absolutnie domagam się zwolnienia z funkcji lektury szkolnej „Krzyżaków” lub „Potop” („Quo vadis” było całkiem niezłe więc je zostawmy) i zastąpienia ich ta oto pozycją.

Moja ocena: 10/10.


 Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Novae Res oraz portalowi Sztukater.


~o.O.o~

Pozostaje mi już wam jedynie życzyć Wesołego Alleluja!