poniedziałek, 26 grudnia 2011

Suzanne Collins "Igrzyska Śmierci"

Tytuł: Igrzyska Śmierci (The Hunger Games)
Cykl: Igrzyska Śmierci
Tom: 1
Autor: Suzanne Collins
Wydawca: Media Rodzina
Data wydania: 06 maj 2009
Liczba stron: 352
 
Na ruinach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, z imponującym Kapitolem otoczonym przez dwanaście dystryktów. Okrutne władze stolicy zmuszają podległe sobie rejony do składania upiornej daniny. Raz w roku każdy dystrykt musi dostarczyć chłopca i dziewczynę między dwunastym a osiemnastym rokiem życia, by wzięli udział w Głodowych Igrzyskach, turnieju na śmierć i życie, transmitowanym na żywo przez telewizję. Bohaterką, a jednocześnie narratorką książki jest szesnastoletnia Katniss Everdeen, która mieszka z matką i młodszą siostrą w jednym z najbiedniejszych dystryktów nowego państwa. Katniss po śmierci ojca jest głową rodziny - musi troszczyć się o młodszą siostrę i chorą matkę, a jest to prawdziwa walka o przetrwanie... 

Jak będzie wyglądał świat za pięćdziesiąt, sto lat? W jakiem kierunku podąży technika, jaka mentalność będzie cechowała ludzi? Wielu zadaje sobie to pytanie. Niektórzy widzą świetlaną przyszłość. Jednak jest i druga strona medalu. Może nie doczekamy się tego i już w przyszłym roku nastąpi tyle razy zapowiadany Koniec Świata? A może spełni się czarny scenariusz reżyserów i autorów książek o tej tematyce?

Jedną z takich wizji poznajemy z pierwszego tomu trylogii Suzanne Collins.

Książka ta już od bardzo dawna mnie intrygowała. Czytałam wiele pozytywnych opinii i już nie mogłam doczekać się kiedy do mnie trafi. Niestety lista zakupów książkowych długa jak z Warszawy do Łodzi, ale kierując się na wschód. Jakaż była moja radość kiedy szkolna biblioteka została obdarowaną paczką od wydawnictwa Media Rodzina, a w niej „Igrzyska śmierci”.
Mimo iż czekały na mnie stosy innych pozycji, zabrałam się za lekturę tej powieści i nawet się nie spostrzegłam, kiedy ku mojemu rozczarowaniu zabrakło tekstu. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu, a niestety jego zakup muszę odłożyć na jakiś czas. Jedyna nadzieja w bibliotekach.

Odległa przyszłość. Świat nawiedziły liczne kataklizmy i zniszczyły Ziemię. W miejscu dawnej Ameryki Północnej powstało państwo Panem rządzące przez Kapitol. Otoczony on jest przez dystrykty w których zmusza się ludzi do niewolniczej pracy na rzecz stolicy. Powstanie było tylko kwestią czasu. Władze jednak brutalnie stłumiły zamieszki. Od tego czasu na przestrogę mieszkańcom Panem organizowane są Głodowe Igrzyska. Z każdego dystryktu losowani są trybuci. Chłopiec i dziewczyna w wieku od dwunastego do osiemnastego roku życia. Walczyć będą oni z trybutami z pozostałych dystryktów na śmierć i życie ku uciesze kapitolskiej gawiedzi.

Katniss Everdeen mieszka w dwunastym, najbiedniejszym dystrykcie. Musi wykarmić matkę i młodsza siostrę. Pełni rolę głowy rodziny choć sama ma zaledwie szesnaście lat. Pomaga jej w tym przyjaciel, Gale, który tak jak ona walczy o przetrwanie własne i swoich bliskich.
Jednak tego roku w dniu dożynek, które poprzedzają Głodowe Igrzyska, wszystko się nieodwracalnie zmienia.

Powieść ta dosłownie rzuciła mnie na kolana. Świat przedstawiony szokuje, przeraża i skłania cichutkich modlitw, próśb by nigdy do tego nie doszło. Trafiamy do miejsca gdzie nie liczy się absolutnie nic, nic poza przetrwaniem. Dzieciństwo, które z złożenia powinno być beztroskie zostaje przerwane w najokrutniejszy sposób, a niewinni młodzi ludzie rzuceni na arenę gdzie muszą wykazać się przebiegłością, sprytem, bezwzględnością i pozbawić życia ludzi zanim oni zabiją ich.

„- Katniss, to tylko polowanie. Nie znam lepszego myśliwego od ciebie – mówi Gale.
- Igrzyska to coś więcej niż łowy. Oni są uzbrojeni. Myślą – mówię.
- Tak jak i ty. Ale ty masz większą wprawę. Naprawdę polowałaś – upiera się. - Dobrze wiesz, jak zabijać.
- Nigdy nie zabiłam człowieka.
- A właściwie co to za różnica? - pyta Gale ponuro.
Najgorsze jest to, że jeśli zdołam zapomnieć, że poluje na ludzie, nie będzie żadnej.”*

Suzanne Collins z zadziwiającą zręcznością zastosowała tu kontrast. Z jednej strony mamy państwo rozwinięte cywilizacyjnie do granic możliwości, wynalazki o jakich marzą dzisiejsi naukowcy, miasto Kapitol niczym obraz z filmów science – fiction. Z drugiej zaś prymitywne warunki życia mieszkańców poszczególnych dystryktów, brak leków, szkolnictwo opiera się jedynie na podstawowych czynnościach jak pisanie czy czytanie, aż wreszcie walki na arenie niczym w starożytnym Rzymie.

Narracja pierwszoosobowa sprawia, że mamy możliwość poznania emocji, myśli, przeżyć głównej bohaterki. Katniss nie jest zwykłą dziewczyną myśląca o chłopcach i pocałunkach. Życie boleśnie ją doświadczyło. Musiała szybko dorosnąć, objąć domowy ster, a przecież sama była tylko dzieckiem.
Akcja utworu jest bardzo dynamiczna. Pędzi przed siebie niczym strzała wypuszczona z łuku, nie omijając jednak ważnych wydarzeń. Jednocześnie opisanych jest wiele szczegółów. Autorka zaskakuje opisywanymi scenami niemal na każdym kroku. Czytelnik z mocno bijącym sercem czeka na kolejne niespodzianki na następnych stronach, a ustawione są one do samego końca.

Nie zapominajmy jednak, że Katniss to nie jedyna bohaterka „Igrzysk Śmierci”. Mamy tu do czynienia z paletą różnorodnych osobowości. Od zabiedzonych mieszkańców dwunastego dystryktu, poprzez różowowłosą Effie Trinket, niemal ciągle pijanego Haymitch'a, kolorową ludność Kapitolu (w tym niezwykłego stylistę Cinne) do Peety Mellarka.
Wszyscy oni są wyjątkowi. Niektórzy wzbudzają podziw, inni współczucie, a jeszcze inny prawdziwą niechęć. Moim faworytem jest Haymiych. Uwielbiam tego człowieka, i mimo iż nie jest on przystojny, ani w ogóle atrakcyjny, darzę go wielką sympatią (mam nadzieje, że mi go tam w kolejnych tomach nie zabiją). Chciałam napisać, że rozumiem jego zachowanie, ale w sumie nigdy nie przeżyłam (i mam nadzieję, że nie przeżyję) tego co on, lecz wiele go tłumaczy i ja to akceptuje.

Okładka ze skrzydełkami również jest niezwykła. Niby nic ciekawego, ale przyciąga wzrok. Uwielbiam kiedy litery są wypukłe, tu mamy jeszcze taki obrazek. Minusikiem jest jedynie farba jaką wydrukowane jest nazwisko autorki. Niestety po jednym czytaniu lekko się starła. Wspaniała oprawa graficzna nie kończy się jednak na okładce. W środku również co nieco. Ładne grafiki. Oryginalne oznaczenia rozdziałów. Wszystko jest perfekcyjne. Książkę tylko wypożyczyłam, ale na pewno trafi ona na moja półkę.

Recenzja ta nie oddaje wszystkich moich odczuć związanych z „Igrzyskami Śmierci”. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu pt „W pierścieniu ognia”, ale również filmu, który zawita w kinach w marcu 2012 roku.

Moja ocena: 10/10 

* fragment "Igrzysk Śmierci"

Okładka drugiego tomu


Zwiastun filmu. Uch, już się nie mogę doczekać :D

sobota, 17 grudnia 2011

Alexander Gordon Smith "W potrzasku"

Tytuł: W potrzasku (Lockdown)
Cykl: Otchłań
Tom: 1
Autor: Alexander Gordon Smith
Wydawca: Otwarte
Data wydania: marzec 2011
Liczba stron: 304
 
Siedemnastoletni Alex Sawyer zostaje wrobiony w morderstwo i skazany na dożywocie w Otchłani. To więzienie dla młodocianych przestępców, prawdziwa podziemna twierdza, w której czai się czyste zło. Alex ma tylko dwie opcje: ulegnie okrutnym regułom więziennego życia, nieludzkim strażnikom i bezlitosnym gangom skazańców albo spróbuje uciec, choć nikomu to się jeszcze nie udało. Chłopak wraz z grupą przyjaciół decyduje się na niemożliwe…
 
Biegniesz nocą przez las, a drzewa wyciągają po ciebie swoje gałęzie niczym macki. Otaczają cię ze wszystkich stron. Z mroku wyłaniają się niewyraźne postaci. Jedna straszniejsza od drugiej. Wiesz, że są już coraz bliżej, zaraz cię dopadną, serce wali ci z siłą dzwonu, krew szumi w uszach. Czujesz, że coś łapie cię za kostkę...
I nagle siadasz na swoim łóżku, serce nadal galopuje przed siebie, ciągle strach trzyma cię w swoim uścisku. Ale przychodzi też wielka ulga. To tylko sen, koszmar. Wiesz, że nocny majak nie jest rzeczywistością. Upiorne drzewa zamieniają się w znajome, przytulne ściany pokoju.

Niestety Alex Sawyer nie miał tyle szczęścia. Trafił do koszmaru, który rozgrywał się na jawie.

Nasz bohater jest zwykłym chłopcem mieszkającym w Wielkiej Brytanii. Ma niestety to nieszczęście, że żyje w okolicy, w której grasują różnorodne gangi, przestępcy i inne ciemne typki.
Alex również coraz bardziej zanurza się w tym mrocznym świecie. Nie jest złym chłopcem. Może to złe towarzystwo, może zwykła nuda sprawiają, że zaczyna kraść.

Kolejny pewny skok. Właścicieli nie ma w domu, a w środku mnóstwo sprzętu elektronicznego i pieniędzy. Jednak to właśnie wtedy życie Alexa zamieniło się w piekło. Toby, jego najlepszy przyjaciel nie żyje, a jego samego szuka policja. Kiedy w końcu trafia do aresztu, nikt nie daje wiary jego zapewnieniom, że jest niewinny i ktoś próbuje go wrobić. Nawet jego rodzice odwracają się od niego.
Krótka rozprawa. Wszystkie dowody świadczą przeciwko niemu. Sąd jest nie ugięty. Po wydarzeniach mających miejsce kilka lat wcześniej, kiedy to ulice spłynęły krwią, młodzi ludzie mordowali bez cienia wyrzutów sumienia, rząd wprowadził program w którym nieletni przestępcy nie mogli liczyć na jakąkolwiek litość. Zostaje wybudowane więzienie o zaostrzonym rygorze, przed którym drżą wszyscy bez względu na wiek. I właśnie tam wyrok dożywocia odsiadywać będzie zaledwie czternastoletni Alex.

Alexander Gordon Smith jest autorem wielu poczytnych horrorów. Widać, że zna się na tym co robi, bo „W potrzasku” to fenomenalna powieść trzymająca w napięciu, zaskakująca i przeszywająca lękiem. Pierwszoosobowa narracja pozwala nam przeżywać wszystkie wydarzenie tak mocno jak główny bohater. Jest to tylko dziecko i miejsce do którego trafił jawi mu się niczym najstraszniejszy nocny koszmar. W dodatku czuje wielkie rozgoryczenie niesprawiedliwością jaka go spotkała. Musi resztę życia spędzić w tak okropnym miejscu za grzechy, których nie popełnił, otoczony takimi samymi bezbronnymi dzieciakami jak on.

Autor doskonale wykreował miejsce wydarzeń. Więzienie opisane jest bardzo szczegółowo i dreszczem strachu napawa obraz wyłaniający się z tekstu. Dodać do tego należy jeszcze ogromnych strażników o okrutnych stalowych oczach, naczelnika, który wygląda jak wysłaniec piekieł wraz z jego psami, krwiożerczymi bestiami bez skóry, zabiającymi nieposłusznych więźniów oraz nienaturalne monstra w skórzanych płaszczach z maskami gazowymi przyszytymi do głowy.
Nikt z nas nie chciał by mieć choć raz takiego koszmaru, a Alex trafił tam na kolejne kilkadziesiąt lat.

Książka napisana jest przyjemnym i łatwym w odbiorze językiem. Jest to pewna wada, ponieważ nie uświadczymy tu slangu, ani przekleństw, a przecież więzienie w większości zamieszkane jest przez zdemoralizowanych kryminalistów. Wynika z tego, że w Wielkiej Brytanii mają przestępców wyrażających się tylko i wyłącznie poprawnie, bez żadnych upiększeń.

Bohaterowie przedstawieni są tu bardzo ogólnikowo. Niemal do samego końca pozostają bardzo tajemniczy. Nie spotkamy się ze szczegółowymi opisami poszczególnych postaci. Nie mamy więc możliwości ich sobie zwizualizować. O tym wiemy, że ma zielone oczy, a o tamtym, że posiada znamię na ramieniu. I tyle. Sprawia to, że każdy z nas może się wczuć w sytuację głównego bohatera, bo w końcu jest on zwyczajnym, niczym niewyróżniającym się nastolatkiem.

Smith przedstawia nam świat okrucieństwa, strachu, rozpaczy. Świat w którym ludzie okazują się nic niewartymi przedmiotami, które można usunąć z tego świata jednym prostym gestem. Więźniowie stają się własnością naczelnika, którą dysponuje wedle własnego uznania. Pozostaje on bezkarny w swoich poczynaniach.

Polecam ją każdemu, kto lubi dobre horrory z elementami science-fiction. Nie czytałam jeszcze książki tego typu napisanej tak dobrze. Akcja mknie do przodu, wciąga już od pierwszej strony i nie raz zaskakuje. Zakończenie jest wręcz idealne, by rozpalić w czytelniku ogień ciekawości, by z niecierpliwością oczekiwał kolejnego tomu.

Książka podoba się również fanom serii 'Tunele”. Bardzo podobny motyw zejścia pod powierzchnię ziemi, gdzie życie toczy się zupełnie innym torem.

Okładka może wydawać się trochę makabryczna, ale według mnie idealnie pasuje do utworu. Oddaje całą atmosferę i grozę, którą czuje się w każdym rozdziale.
Czy mówiłam już jak lubię, kiedy każdy rozdział nosi inny tytuł? Jeśli nie, to właśnie o tym wspominam i „W potrzasku” otrzymuje ode mnie za to dodatkowe punkty. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który jak mam nadzieje wydawnictwo planuje wydać.

Moja ocena: 10/10
 

sobota, 10 grudnia 2011

Marianne Curley "Mrok"

Tytuł: Mrok (The Dark)
Cykl: Strażnicy Veridianu
Tom: 2
Autor: Marianne Curley
Wydawca: Jaguar
Data wydania: wrzesień 2011
Liczba stron: 431

Isabel i Ethan, do których dołączył teraz wciąż sceptyczny wobec zadań Straży Matt, muszą udać się w podróż inną niż wszystkie. Arkarian, mistrz Ethana, został uprowadzony przez akolitów chaosu i uwięziony w koszmarnym, pełnym najbardziej nieprawdopodobnych stworzeń, świecie. Trybunał nie zgadza się na akcję ratunkową, jednak Isabel, której więź z Arkarianem jest coraz silniejsza, nie zważa na konsekwencje! Dziewczyna namawia Ethana i swego brata, by postawili wszystko na jedną kartę i zaryzykowali przyszłość swoją i całej organizacji...  

Z ogromnym napięciem czekałam na premierę drugiego tomu „Strażników Veridianu”. Kiedy w końcu dostałam go w swoje łapki, porzuciłam wszystko inne i zatonęłam w lekturze. „Mroku”.

Mija rok od wydarzeń kończących poprzednią część serii „Straż”. Wiele się zmieniło. Ethan dostał upragnione skrzydła oraz Matta za ucznia. Isabel zaś ogarnęły bardzo gwałtowne uczucia z którymi nie łatwo jej sobie poradzić. Ma też pretensje do wszystkich na około, że nie może sama brać udziału w przeróżnych misjach, tylko zawsze towarzyszy jej przyjaciel. Niestety Bogini Chaosu szalenie z rozpaczy po stracie ukochanego Marduka, a tym samym Zakon coraz częściej i ostrzej atakuje Straż. Decydujące starcie zbliża się wielkimi krokami.

Kolejna misja. Francja. Udaje się na nią Isabel, która całkiem niedawno odkryła nowy talent. Razem z nią wyrusza... Arkarian. Wszystko przebiega po ich myśli, nie licząc jednego groźnego incydentu. Wracają do Cytadeli, lecz okazuje się, ze coś jest nie tak. Pojawia się obcy mężczyzna i staruszek wraz ze świtą dziwnych istot. Udaje im się porwać Arkariana ku przerażeniu dziewczyny. Isabel natychmiast chce wyruszać na pomoc. W szok wprawia wszystkich fakt, że Lorian zabrania akcji ratunkowej. Jednak młodzi bohaterowie nie byli by sobą, gdyby zakazu zwyczajnie nie zignorowali. Wyruszają w podróż do dziwnego świata, pełnego czyhającego niebezpieczeństwa...

Pierwszy tom pozostawił pewien niedosyt. Nie tylko jeśli mowa o całej historii z wojną Straży i Zakonu, ale również jeśli chodzi o bohaterów. Wątek miłosny nie jest tu wcale taki oczywisty jak by mógł się wydawać i ku mojemu rozczarowaniu zmierzył nie w tą stronę co powinien. Ale to tylko moje subiektywne odczucie. Odrywamy wiele faktów z życia ciągle do tej pory tajemniczego Arkariana, a także z przeszłości Isabel i Matta, w której jak się okazuje dużą rolę odgrywa ich ojciec. Jak dla mnie postać Ethana była tu zdecydowanie pominięta, nie mniej i jego tu uświadczyliśmy, jego problemy z matką i koszmarem śmierci siostry.

Narracja w książce lekko się zmieniła. Nadal pierwszoosobowa, lecz teraz nie z punktu widzenia Ethana, lecz Arkariana. Co mnie bardzo smuci, bo upodobałam sobie tego pierwszego. Jednak dzięki takiemu zabiegowi możemy poznać lepiej postać tego intrygującego chłopaka o szafirowych włosach. Spodziewałam się jednak czegoś głębszego i bardziej mentorskiego po sześćsetletniej osobie. Okazała się jednak zwykłym chłopakiem, w którym za grosz podniosłości. Jego rozważania na temat Isabel i jej uczuć do niego są tak proste i dziecinne, że aż strach. Edward radził sobie z Bellą zdecydowanie lepiej.

Zdecydowana większa część książki to przygotowania i sama wyprawa po Arkariana. Opisy świata do którego trafił Ethan, Matt i Isabel. Pojawiają się wreny, tajemnicze istoty, podwładni Marduka, którzy kiedyś byli ludźmi.
Trochę lepiej poznajemy Rochelle, ale też i nowych bohaterów. Tajemniczy zielonooki Bastian, bardzo intryguje i mam nadzieje na jakieś większe rozwinięcie jego wątku. Do szkoły głównych bohaterów dołącza też nowa uczennica, która jest sam Neria, córka Marduka, która wpadła w oko Mattowi. Z niecierpliwością czekam nam tom trzeci „Klucz”, który ukarze się wiosną, bo jestem niemal pewna, że to oni poprowadzą dalej historię do, jak mam nadzieje szczęśliwego zakończenia.

Muszę przyznać, ze okładka podoba mi się bardzo. Kolorystyka świetnie dobrana i dzięki bogu nie jest to realne zdjęcie a obrazek. Przedstawia najpewniej Arkariana ( bo kto inny ma tam szafirowe włosy). Pewnie każdy wyobrażał go sobie inaczej, ale według mnie jest znośny i nie mam się w sumie do czego przyczepić.

Jeśli podobała wam się „Straż” to bez wahania powinniście sięgnąć po „Mrok”, który może dla nie jednego okazać się dużo lepszy. Seria podbija serca czytelników na całym świecie oryginalnością i ciekawie poprowadzoną akcją. Nie jest może idealna, ale zdecydowanie warta poświęconego czasu. Może przeżyjesz drogi czytelniku bez zapoznania się z ta pozycją, jednak proponuje wzbogacić swoją wyobraźnie to tę fabułę.

Moja ocena: 9/10

Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl. Za co bardzo, bardzo dziękuję.


Recenzja pierwszej części "Straż".

Z niecierpliwością oczekuję też trzeciego i ostatniego tomu serii. "Klucz" ukarze się wiosną (mam nadzieje, że wczesną) 2012 roku.