poniedziałek, 26 grudnia 2011

Suzanne Collins "Igrzyska Śmierci"

Tytuł: Igrzyska Śmierci (The Hunger Games)
Cykl: Igrzyska Śmierci
Tom: 1
Autor: Suzanne Collins
Wydawca: Media Rodzina
Data wydania: 06 maj 2009
Liczba stron: 352
 
Na ruinach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, z imponującym Kapitolem otoczonym przez dwanaście dystryktów. Okrutne władze stolicy zmuszają podległe sobie rejony do składania upiornej daniny. Raz w roku każdy dystrykt musi dostarczyć chłopca i dziewczynę między dwunastym a osiemnastym rokiem życia, by wzięli udział w Głodowych Igrzyskach, turnieju na śmierć i życie, transmitowanym na żywo przez telewizję. Bohaterką, a jednocześnie narratorką książki jest szesnastoletnia Katniss Everdeen, która mieszka z matką i młodszą siostrą w jednym z najbiedniejszych dystryktów nowego państwa. Katniss po śmierci ojca jest głową rodziny - musi troszczyć się o młodszą siostrę i chorą matkę, a jest to prawdziwa walka o przetrwanie... 

Jak będzie wyglądał świat za pięćdziesiąt, sto lat? W jakiem kierunku podąży technika, jaka mentalność będzie cechowała ludzi? Wielu zadaje sobie to pytanie. Niektórzy widzą świetlaną przyszłość. Jednak jest i druga strona medalu. Może nie doczekamy się tego i już w przyszłym roku nastąpi tyle razy zapowiadany Koniec Świata? A może spełni się czarny scenariusz reżyserów i autorów książek o tej tematyce?

Jedną z takich wizji poznajemy z pierwszego tomu trylogii Suzanne Collins.

Książka ta już od bardzo dawna mnie intrygowała. Czytałam wiele pozytywnych opinii i już nie mogłam doczekać się kiedy do mnie trafi. Niestety lista zakupów książkowych długa jak z Warszawy do Łodzi, ale kierując się na wschód. Jakaż była moja radość kiedy szkolna biblioteka została obdarowaną paczką od wydawnictwa Media Rodzina, a w niej „Igrzyska śmierci”.
Mimo iż czekały na mnie stosy innych pozycji, zabrałam się za lekturę tej powieści i nawet się nie spostrzegłam, kiedy ku mojemu rozczarowaniu zabrakło tekstu. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu, a niestety jego zakup muszę odłożyć na jakiś czas. Jedyna nadzieja w bibliotekach.

Odległa przyszłość. Świat nawiedziły liczne kataklizmy i zniszczyły Ziemię. W miejscu dawnej Ameryki Północnej powstało państwo Panem rządzące przez Kapitol. Otoczony on jest przez dystrykty w których zmusza się ludzi do niewolniczej pracy na rzecz stolicy. Powstanie było tylko kwestią czasu. Władze jednak brutalnie stłumiły zamieszki. Od tego czasu na przestrogę mieszkańcom Panem organizowane są Głodowe Igrzyska. Z każdego dystryktu losowani są trybuci. Chłopiec i dziewczyna w wieku od dwunastego do osiemnastego roku życia. Walczyć będą oni z trybutami z pozostałych dystryktów na śmierć i życie ku uciesze kapitolskiej gawiedzi.

Katniss Everdeen mieszka w dwunastym, najbiedniejszym dystrykcie. Musi wykarmić matkę i młodsza siostrę. Pełni rolę głowy rodziny choć sama ma zaledwie szesnaście lat. Pomaga jej w tym przyjaciel, Gale, który tak jak ona walczy o przetrwanie własne i swoich bliskich.
Jednak tego roku w dniu dożynek, które poprzedzają Głodowe Igrzyska, wszystko się nieodwracalnie zmienia.

Powieść ta dosłownie rzuciła mnie na kolana. Świat przedstawiony szokuje, przeraża i skłania cichutkich modlitw, próśb by nigdy do tego nie doszło. Trafiamy do miejsca gdzie nie liczy się absolutnie nic, nic poza przetrwaniem. Dzieciństwo, które z złożenia powinno być beztroskie zostaje przerwane w najokrutniejszy sposób, a niewinni młodzi ludzie rzuceni na arenę gdzie muszą wykazać się przebiegłością, sprytem, bezwzględnością i pozbawić życia ludzi zanim oni zabiją ich.

„- Katniss, to tylko polowanie. Nie znam lepszego myśliwego od ciebie – mówi Gale.
- Igrzyska to coś więcej niż łowy. Oni są uzbrojeni. Myślą – mówię.
- Tak jak i ty. Ale ty masz większą wprawę. Naprawdę polowałaś – upiera się. - Dobrze wiesz, jak zabijać.
- Nigdy nie zabiłam człowieka.
- A właściwie co to za różnica? - pyta Gale ponuro.
Najgorsze jest to, że jeśli zdołam zapomnieć, że poluje na ludzie, nie będzie żadnej.”*

Suzanne Collins z zadziwiającą zręcznością zastosowała tu kontrast. Z jednej strony mamy państwo rozwinięte cywilizacyjnie do granic możliwości, wynalazki o jakich marzą dzisiejsi naukowcy, miasto Kapitol niczym obraz z filmów science – fiction. Z drugiej zaś prymitywne warunki życia mieszkańców poszczególnych dystryktów, brak leków, szkolnictwo opiera się jedynie na podstawowych czynnościach jak pisanie czy czytanie, aż wreszcie walki na arenie niczym w starożytnym Rzymie.

Narracja pierwszoosobowa sprawia, że mamy możliwość poznania emocji, myśli, przeżyć głównej bohaterki. Katniss nie jest zwykłą dziewczyną myśląca o chłopcach i pocałunkach. Życie boleśnie ją doświadczyło. Musiała szybko dorosnąć, objąć domowy ster, a przecież sama była tylko dzieckiem.
Akcja utworu jest bardzo dynamiczna. Pędzi przed siebie niczym strzała wypuszczona z łuku, nie omijając jednak ważnych wydarzeń. Jednocześnie opisanych jest wiele szczegółów. Autorka zaskakuje opisywanymi scenami niemal na każdym kroku. Czytelnik z mocno bijącym sercem czeka na kolejne niespodzianki na następnych stronach, a ustawione są one do samego końca.

Nie zapominajmy jednak, że Katniss to nie jedyna bohaterka „Igrzysk Śmierci”. Mamy tu do czynienia z paletą różnorodnych osobowości. Od zabiedzonych mieszkańców dwunastego dystryktu, poprzez różowowłosą Effie Trinket, niemal ciągle pijanego Haymitch'a, kolorową ludność Kapitolu (w tym niezwykłego stylistę Cinne) do Peety Mellarka.
Wszyscy oni są wyjątkowi. Niektórzy wzbudzają podziw, inni współczucie, a jeszcze inny prawdziwą niechęć. Moim faworytem jest Haymiych. Uwielbiam tego człowieka, i mimo iż nie jest on przystojny, ani w ogóle atrakcyjny, darzę go wielką sympatią (mam nadzieje, że mi go tam w kolejnych tomach nie zabiją). Chciałam napisać, że rozumiem jego zachowanie, ale w sumie nigdy nie przeżyłam (i mam nadzieję, że nie przeżyję) tego co on, lecz wiele go tłumaczy i ja to akceptuje.

Okładka ze skrzydełkami również jest niezwykła. Niby nic ciekawego, ale przyciąga wzrok. Uwielbiam kiedy litery są wypukłe, tu mamy jeszcze taki obrazek. Minusikiem jest jedynie farba jaką wydrukowane jest nazwisko autorki. Niestety po jednym czytaniu lekko się starła. Wspaniała oprawa graficzna nie kończy się jednak na okładce. W środku również co nieco. Ładne grafiki. Oryginalne oznaczenia rozdziałów. Wszystko jest perfekcyjne. Książkę tylko wypożyczyłam, ale na pewno trafi ona na moja półkę.

Recenzja ta nie oddaje wszystkich moich odczuć związanych z „Igrzyskami Śmierci”. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu pt „W pierścieniu ognia”, ale również filmu, który zawita w kinach w marcu 2012 roku.

Moja ocena: 10/10 

* fragment "Igrzysk Śmierci"

Okładka drugiego tomu


Zwiastun filmu. Uch, już się nie mogę doczekać :D

sobota, 17 grudnia 2011

Alexander Gordon Smith "W potrzasku"

Tytuł: W potrzasku (Lockdown)
Cykl: Otchłań
Tom: 1
Autor: Alexander Gordon Smith
Wydawca: Otwarte
Data wydania: marzec 2011
Liczba stron: 304
 
Siedemnastoletni Alex Sawyer zostaje wrobiony w morderstwo i skazany na dożywocie w Otchłani. To więzienie dla młodocianych przestępców, prawdziwa podziemna twierdza, w której czai się czyste zło. Alex ma tylko dwie opcje: ulegnie okrutnym regułom więziennego życia, nieludzkim strażnikom i bezlitosnym gangom skazańców albo spróbuje uciec, choć nikomu to się jeszcze nie udało. Chłopak wraz z grupą przyjaciół decyduje się na niemożliwe…
 
Biegniesz nocą przez las, a drzewa wyciągają po ciebie swoje gałęzie niczym macki. Otaczają cię ze wszystkich stron. Z mroku wyłaniają się niewyraźne postaci. Jedna straszniejsza od drugiej. Wiesz, że są już coraz bliżej, zaraz cię dopadną, serce wali ci z siłą dzwonu, krew szumi w uszach. Czujesz, że coś łapie cię za kostkę...
I nagle siadasz na swoim łóżku, serce nadal galopuje przed siebie, ciągle strach trzyma cię w swoim uścisku. Ale przychodzi też wielka ulga. To tylko sen, koszmar. Wiesz, że nocny majak nie jest rzeczywistością. Upiorne drzewa zamieniają się w znajome, przytulne ściany pokoju.

Niestety Alex Sawyer nie miał tyle szczęścia. Trafił do koszmaru, który rozgrywał się na jawie.

Nasz bohater jest zwykłym chłopcem mieszkającym w Wielkiej Brytanii. Ma niestety to nieszczęście, że żyje w okolicy, w której grasują różnorodne gangi, przestępcy i inne ciemne typki.
Alex również coraz bardziej zanurza się w tym mrocznym świecie. Nie jest złym chłopcem. Może to złe towarzystwo, może zwykła nuda sprawiają, że zaczyna kraść.

Kolejny pewny skok. Właścicieli nie ma w domu, a w środku mnóstwo sprzętu elektronicznego i pieniędzy. Jednak to właśnie wtedy życie Alexa zamieniło się w piekło. Toby, jego najlepszy przyjaciel nie żyje, a jego samego szuka policja. Kiedy w końcu trafia do aresztu, nikt nie daje wiary jego zapewnieniom, że jest niewinny i ktoś próbuje go wrobić. Nawet jego rodzice odwracają się od niego.
Krótka rozprawa. Wszystkie dowody świadczą przeciwko niemu. Sąd jest nie ugięty. Po wydarzeniach mających miejsce kilka lat wcześniej, kiedy to ulice spłynęły krwią, młodzi ludzie mordowali bez cienia wyrzutów sumienia, rząd wprowadził program w którym nieletni przestępcy nie mogli liczyć na jakąkolwiek litość. Zostaje wybudowane więzienie o zaostrzonym rygorze, przed którym drżą wszyscy bez względu na wiek. I właśnie tam wyrok dożywocia odsiadywać będzie zaledwie czternastoletni Alex.

Alexander Gordon Smith jest autorem wielu poczytnych horrorów. Widać, że zna się na tym co robi, bo „W potrzasku” to fenomenalna powieść trzymająca w napięciu, zaskakująca i przeszywająca lękiem. Pierwszoosobowa narracja pozwala nam przeżywać wszystkie wydarzenie tak mocno jak główny bohater. Jest to tylko dziecko i miejsce do którego trafił jawi mu się niczym najstraszniejszy nocny koszmar. W dodatku czuje wielkie rozgoryczenie niesprawiedliwością jaka go spotkała. Musi resztę życia spędzić w tak okropnym miejscu za grzechy, których nie popełnił, otoczony takimi samymi bezbronnymi dzieciakami jak on.

Autor doskonale wykreował miejsce wydarzeń. Więzienie opisane jest bardzo szczegółowo i dreszczem strachu napawa obraz wyłaniający się z tekstu. Dodać do tego należy jeszcze ogromnych strażników o okrutnych stalowych oczach, naczelnika, który wygląda jak wysłaniec piekieł wraz z jego psami, krwiożerczymi bestiami bez skóry, zabiającymi nieposłusznych więźniów oraz nienaturalne monstra w skórzanych płaszczach z maskami gazowymi przyszytymi do głowy.
Nikt z nas nie chciał by mieć choć raz takiego koszmaru, a Alex trafił tam na kolejne kilkadziesiąt lat.

Książka napisana jest przyjemnym i łatwym w odbiorze językiem. Jest to pewna wada, ponieważ nie uświadczymy tu slangu, ani przekleństw, a przecież więzienie w większości zamieszkane jest przez zdemoralizowanych kryminalistów. Wynika z tego, że w Wielkiej Brytanii mają przestępców wyrażających się tylko i wyłącznie poprawnie, bez żadnych upiększeń.

Bohaterowie przedstawieni są tu bardzo ogólnikowo. Niemal do samego końca pozostają bardzo tajemniczy. Nie spotkamy się ze szczegółowymi opisami poszczególnych postaci. Nie mamy więc możliwości ich sobie zwizualizować. O tym wiemy, że ma zielone oczy, a o tamtym, że posiada znamię na ramieniu. I tyle. Sprawia to, że każdy z nas może się wczuć w sytuację głównego bohatera, bo w końcu jest on zwyczajnym, niczym niewyróżniającym się nastolatkiem.

Smith przedstawia nam świat okrucieństwa, strachu, rozpaczy. Świat w którym ludzie okazują się nic niewartymi przedmiotami, które można usunąć z tego świata jednym prostym gestem. Więźniowie stają się własnością naczelnika, którą dysponuje wedle własnego uznania. Pozostaje on bezkarny w swoich poczynaniach.

Polecam ją każdemu, kto lubi dobre horrory z elementami science-fiction. Nie czytałam jeszcze książki tego typu napisanej tak dobrze. Akcja mknie do przodu, wciąga już od pierwszej strony i nie raz zaskakuje. Zakończenie jest wręcz idealne, by rozpalić w czytelniku ogień ciekawości, by z niecierpliwością oczekiwał kolejnego tomu.

Książka podoba się również fanom serii 'Tunele”. Bardzo podobny motyw zejścia pod powierzchnię ziemi, gdzie życie toczy się zupełnie innym torem.

Okładka może wydawać się trochę makabryczna, ale według mnie idealnie pasuje do utworu. Oddaje całą atmosferę i grozę, którą czuje się w każdym rozdziale.
Czy mówiłam już jak lubię, kiedy każdy rozdział nosi inny tytuł? Jeśli nie, to właśnie o tym wspominam i „W potrzasku” otrzymuje ode mnie za to dodatkowe punkty. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który jak mam nadzieje wydawnictwo planuje wydać.

Moja ocena: 10/10
 

sobota, 10 grudnia 2011

Marianne Curley "Mrok"

Tytuł: Mrok (The Dark)
Cykl: Strażnicy Veridianu
Tom: 2
Autor: Marianne Curley
Wydawca: Jaguar
Data wydania: wrzesień 2011
Liczba stron: 431

Isabel i Ethan, do których dołączył teraz wciąż sceptyczny wobec zadań Straży Matt, muszą udać się w podróż inną niż wszystkie. Arkarian, mistrz Ethana, został uprowadzony przez akolitów chaosu i uwięziony w koszmarnym, pełnym najbardziej nieprawdopodobnych stworzeń, świecie. Trybunał nie zgadza się na akcję ratunkową, jednak Isabel, której więź z Arkarianem jest coraz silniejsza, nie zważa na konsekwencje! Dziewczyna namawia Ethana i swego brata, by postawili wszystko na jedną kartę i zaryzykowali przyszłość swoją i całej organizacji...  

Z ogromnym napięciem czekałam na premierę drugiego tomu „Strażników Veridianu”. Kiedy w końcu dostałam go w swoje łapki, porzuciłam wszystko inne i zatonęłam w lekturze. „Mroku”.

Mija rok od wydarzeń kończących poprzednią część serii „Straż”. Wiele się zmieniło. Ethan dostał upragnione skrzydła oraz Matta za ucznia. Isabel zaś ogarnęły bardzo gwałtowne uczucia z którymi nie łatwo jej sobie poradzić. Ma też pretensje do wszystkich na około, że nie może sama brać udziału w przeróżnych misjach, tylko zawsze towarzyszy jej przyjaciel. Niestety Bogini Chaosu szalenie z rozpaczy po stracie ukochanego Marduka, a tym samym Zakon coraz częściej i ostrzej atakuje Straż. Decydujące starcie zbliża się wielkimi krokami.

Kolejna misja. Francja. Udaje się na nią Isabel, która całkiem niedawno odkryła nowy talent. Razem z nią wyrusza... Arkarian. Wszystko przebiega po ich myśli, nie licząc jednego groźnego incydentu. Wracają do Cytadeli, lecz okazuje się, ze coś jest nie tak. Pojawia się obcy mężczyzna i staruszek wraz ze świtą dziwnych istot. Udaje im się porwać Arkariana ku przerażeniu dziewczyny. Isabel natychmiast chce wyruszać na pomoc. W szok wprawia wszystkich fakt, że Lorian zabrania akcji ratunkowej. Jednak młodzi bohaterowie nie byli by sobą, gdyby zakazu zwyczajnie nie zignorowali. Wyruszają w podróż do dziwnego świata, pełnego czyhającego niebezpieczeństwa...

Pierwszy tom pozostawił pewien niedosyt. Nie tylko jeśli mowa o całej historii z wojną Straży i Zakonu, ale również jeśli chodzi o bohaterów. Wątek miłosny nie jest tu wcale taki oczywisty jak by mógł się wydawać i ku mojemu rozczarowaniu zmierzył nie w tą stronę co powinien. Ale to tylko moje subiektywne odczucie. Odrywamy wiele faktów z życia ciągle do tej pory tajemniczego Arkariana, a także z przeszłości Isabel i Matta, w której jak się okazuje dużą rolę odgrywa ich ojciec. Jak dla mnie postać Ethana była tu zdecydowanie pominięta, nie mniej i jego tu uświadczyliśmy, jego problemy z matką i koszmarem śmierci siostry.

Narracja w książce lekko się zmieniła. Nadal pierwszoosobowa, lecz teraz nie z punktu widzenia Ethana, lecz Arkariana. Co mnie bardzo smuci, bo upodobałam sobie tego pierwszego. Jednak dzięki takiemu zabiegowi możemy poznać lepiej postać tego intrygującego chłopaka o szafirowych włosach. Spodziewałam się jednak czegoś głębszego i bardziej mentorskiego po sześćsetletniej osobie. Okazała się jednak zwykłym chłopakiem, w którym za grosz podniosłości. Jego rozważania na temat Isabel i jej uczuć do niego są tak proste i dziecinne, że aż strach. Edward radził sobie z Bellą zdecydowanie lepiej.

Zdecydowana większa część książki to przygotowania i sama wyprawa po Arkariana. Opisy świata do którego trafił Ethan, Matt i Isabel. Pojawiają się wreny, tajemnicze istoty, podwładni Marduka, którzy kiedyś byli ludźmi.
Trochę lepiej poznajemy Rochelle, ale też i nowych bohaterów. Tajemniczy zielonooki Bastian, bardzo intryguje i mam nadzieje na jakieś większe rozwinięcie jego wątku. Do szkoły głównych bohaterów dołącza też nowa uczennica, która jest sam Neria, córka Marduka, która wpadła w oko Mattowi. Z niecierpliwością czekam nam tom trzeci „Klucz”, który ukarze się wiosną, bo jestem niemal pewna, że to oni poprowadzą dalej historię do, jak mam nadzieje szczęśliwego zakończenia.

Muszę przyznać, ze okładka podoba mi się bardzo. Kolorystyka świetnie dobrana i dzięki bogu nie jest to realne zdjęcie a obrazek. Przedstawia najpewniej Arkariana ( bo kto inny ma tam szafirowe włosy). Pewnie każdy wyobrażał go sobie inaczej, ale według mnie jest znośny i nie mam się w sumie do czego przyczepić.

Jeśli podobała wam się „Straż” to bez wahania powinniście sięgnąć po „Mrok”, który może dla nie jednego okazać się dużo lepszy. Seria podbija serca czytelników na całym świecie oryginalnością i ciekawie poprowadzoną akcją. Nie jest może idealna, ale zdecydowanie warta poświęconego czasu. Może przeżyjesz drogi czytelniku bez zapoznania się z ta pozycją, jednak proponuje wzbogacić swoją wyobraźnie to tę fabułę.

Moja ocena: 9/10

Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl. Za co bardzo, bardzo dziękuję.


Recenzja pierwszej części "Straż".

Z niecierpliwością oczekuję też trzeciego i ostatniego tomu serii. "Klucz" ukarze się wiosną (mam nadzieje, że wczesną) 2012 roku.



niedziela, 27 listopada 2011

Elizabeth Buchan "Pomyśl o lilii"

Tytuł: Pamiętaj o lilii (Consider the lily)
Autor: Elizabeth Buchan
Wydawca: niebieska studnia
Data wydania: 2007
Liczba stron: 551
Pasjonująca saga rodzinna, której akcja toczy się między pierwszą a drugą wojną światową. Daisy i Kit są piękni, młodzi i zakochani w sobie. Na drodze do ich szczęścia staje jednak Matty, która także żywi uczucia do Kita. Matty nie ma wdzięku i ogłady Daisy, nie może także liczyć na wzajemność Kita, odziedziczyła jednak po rodzicach pokaźny majątek. 

I żyli długo i szczęśliwie...

Tak przeważnie kończą się wszystkie opowieści czytane nam w dzieciństwie. Przyznać jednak trzeba, że życie to nie bajka. Nie jest czarno-białe, nie zawsze dostajemy to czego chcemy i często musimy zadowolić się tym co mamy. Życie składa się z całej masy wyborów, od których zależy szczęście nasze i naszych najbliższych.

Daisy jest piękna, młoda, żywiołowa, przez wszystkich lubiana. Jest niczym dziecko szczęścia. Wszystko czym się zajmuje zawsze jej wychodzi. Dusza towarzystwa, dowcipna, inteligentna i elokwentna. Wręcz idealna.
Kit to przystojny dziedzic dużego majątku. Uwielbia podróżować po Dalekim Wschodzie. Trochę tajemniczy i zamknięty w sobie, co sprawia, ze jest jeszcze bardziej atrakcyjny. Po uszy zakochany w Daisy.
Na pierwszy rzut oka są doskonała parą. Oboje młodzi, piękni i co najważniejsze zakochani w sobie. Niestety ich wspólne szczęście stoi pod wielkim znakiem zapytania. Ona już po słowie z innym, on niestety ma kłopoty finansowe i jego ojciec nalega na ślub z zamożną panną, którą jego wybranka niestety nie jest.
Mamy tu też tą drugą.
Matty, kuzynka Daisy, jako pięciolatka straciła rodziców i trafiła do swojego wujostwa na wychowanie. Niestety okazała się dzieckiem chorowitym i tolerowanym jedynie przez wzgląd na jej majątek pozostawiony przez rodziców. Niestety los nie obdarował jej urodą. Życie sprawiło że stała się oschła i niedostępna, pełna kompleksów.
W przypływie jakiejś niezrozumiałej odwagi, proponuje Kitowi małżeństwo.

Czy czy możliwe jest przetrwanie związku w którym on kocha inną?

„Pomyśl o lilii” to pełna emocji saga rodzinna. Nie skupia się tylko na trójkącie miłosnym głównych bohaterów. Mimo iż akacja dzieje się w latach 1929-1932, to przenosimy się również na pola pierwszej wojny światowej na której walczył Sir Rupert – ojciec Kita. Obserwujemy również losy jednej z sióstr głównego bohatera, Flory. Młodej dziewczyny, która wkrawa w dorosłość i odkrywa świat gwałtownych namiętności. Przenosimy się w przeszłość, do tragicznych wydarzeń mających wpływ na zachowanie bohaterów.

Autorka wspaniale ukazuje atmosferę małej angielskiej miejscowości w dobie kryzysu. Maluje słowami barwne wiejskie tło pod całą fabułę utworu. Odkrywamy rodzinne sekrety i tajemnice otoczeni różnorodną, bujną roślinnością. Razem z Matty przedzieramy się przez gąszcz poplątanych gałęzi by odkryć piękną rzeźbę kobiety z małym dzieckiem. Wśród ogrodowych drzew dostrzegamy ulotny cień małej dziewczynki i po chwili nie jesteśmy pewni czy nam się przypadkiem nie wydawało.

Bohaterowie wykreowani z prawdziwą dokładnością. Bardzo ludzcy. Nie są do szczętu źli czy dobrzy. Moją ulubioną bohaterką jest zdecydowanie Matty, która jednak często niezwykle irytuje. Do Daisy załapałam prawdziwą niechęcią już w ostatnim akapicie pierwszego rozdziału, mimo iż dalej nie była taka zła.

Książką podzielona jest na trzy części, które w pewien sposób wyznaczają ery danego bohatera. Rozdziały napisane są w narracji trzecioosobowej oprócz występujących od czasu do czasu wstawek pewnego tajemniczego Harry'ego, którego tożsamość z biegiem stron powoli rozszyfrujemy.

„Pomyśl o lilii” to nie jest zwykły romans. Nie wiem czy w ogóle można przyporządkować tą pozycję do tego gatunku. Jest to przepiękna powieść obyczajowa, którą bardzo polecam. Mimo dużej objętości czyta się naprawdę szybko, nawet nie zauważając nudnawych fragmentów o kwiatach i ogrodach. Jeśli kogoś to interesuje to tym bardziej trafił w dziesiątkę. Nie jest to może poradnik o ogrodnictwie, ale można się stąd dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy.

Z pewnością sięgnę po inne tytuły tej autorki. Urzekła mnie swoim stylem i lekkością słowa. Ta uczuciowa opowieść o miłości i zdradzie, zniszczeniu i odbudowie, odkrywaniu czegoś pięknego i drogocennego w samym środku zapomnianego ogrodu na trwałe przywiązało mnie do tej autorki.


Moja ocena: 8/10
 

sobota, 19 listopada 2011

Paulo Coelho "Walkirie"

Tytuł: Walkirie (As Valkirias)
Autor: Paulo Coelho
Wydawca: Drzewo Babel
Data wydania: październik 2010
Liczba stron: 192
Jedna z najbardziej osobistych książek Paula Coelho.
Kiedy myślisz o Walkiriach, pomyśl o odwadze. Jak wiele potrzeba odwagi, by zajrzeć w głąb siebie? Jak mocno trzeba uwierzyć, by rozum i serce mogły się pojednać? Jak odróżnić prawdziwą miłość od zauroczenia? W poszukiwaniu swojego anioła Paulo wyrusza z żoną w podróż po pustyni Mojave. Droga okazuje się wyboista i usiana kolejnymi, coraz trudniejszymi pytaniami. Opowieść o potrzebie zaakceptowania własnych słabości, pojednania się z przeszłością, o poznawaniu swoich zalet i umiejętności przyjmowania szczęścia bez poczucia winy. Opowieść o przemianie, którą każdy z nas musi przejść, żeby zrobić krok do przodu.


Mało kto nie słyszał o tym autorze. „Alchemikiem” zdobył rzeszę fanów na całym świecie. Kolejne jego dzieła przyjmowane były z równie wielkim entuzjazmem, mimo iż nie powtórzyły sukcesu swojego poprzednika. W Polsce książki Paula Coelho możemy odkrywać dzięki wydawnictwu Drzewo Babel. Przyznam się szczerze, że długo wzbraniałam się przed zapoznaniem się z dorobkiem literackim tego pana, lecz zdecydowanie muszę to zmienić.

„Kiedy Bóg pragnie doprowadzić kogoś do szaleństwa, spełnia wszystkie jego pragnienia.”*

Kto nie chciałby zobaczyć swojego Anioła Stróża?
Paulo chce . Dlatego wraz ze swoją żoną wyrusza w podróż po groźnej i tajemniczej pustyni Mojave. Docierają do małego miasteczka, tam dowiadują się, kto może im pomóc w osiągnięciu celu jakim jest ujrzenie anioła. Muszą spotkać się z Walkiriami, które wskażą im właściwą ścieżkę w tej niezwykle długiej i trudnej podróży.

Czterdziestodniowy pobyt na pustyni wiele zmienia w życiu Paula i jego żony Chris. Odkrywają sens życia. Poznają siebie na nowo. Uczą się jak żyć z własnym ja, jak akceptować wszystko co przynosi im los. Doznają miłości, zazdrości, zdrady, przebaczenia. Pokonują problemy ważne i błahe.
Książka ta jest niczym pamiętnik. Jest małym skrawkiem życia autora. Autobiograficzna powieść, która porusza czytelnika swoją magią. Wiemy że nie wszystko jest prawda i wprowadzono tu wiele elementów fikcji literackiej, ale to wszystko ma na celu przywołanie atmosfery mistycyzmu, zadumy.

„Walkirie” napisane są w narracji trzecioosobowej. Część wydarzeń obserwujemy oczami Chris, która mimo iż często nie rozumie swojego męża to wspiera go i trwa przy nim. Czasami miałam wrażenie, ze zaglądałam w czyjeś najbardziej intymne sprawy i czułam się niemal jak intruz, ale to tym bardziej sprawia, że powieść ta jest wyjątkowa. Czyta się ją bardzo szybko. Widać, że Paulo Coelho ma tą łatwość pisania, która sprawia, że od jego książek nie da się oderwać.

Pozycja ta mam nam uświadamiać, jak ważne jest zaakceptowanie siebie takimi jacy jesteśmy. Powinniśmy dążyć do realizacji naszych marzeń, rozwoju osobistego, duchowego.
Zaskakujące jest powiązanie religii z obrzędami niemal pogańskimi. Sam tytuł nawiązuje przecież do mitologi nordyckiej. Nigdy do tą nie łączyłam magii i wiary katolickiej. Kościół raczej wyklucza takie powiązania, twierdząc, że siły nadprzyrodzone, czary i te sprawy to twór Złego. Pamiętam nawet nie jedno kazanie na ten temat. W tej książce widzimy jak te dwa z pozoru różne światy współistnieją razem.

„Jesteśmy wojownikami światła. Siłą naszej miłości i woli możemy zmienić nasze przeznaczenie oraz los wielu innych ludzi.”

Książka ta zdecydowanie do łatwych nie należy. Wielu nawet może odstraszyć od twórczości tego autora. Więc raczej proponowałabym nie sięgać po nią jako pierwszą, a zapoznać się najpierw z innymi tytułami, które z tego co słyszałam są równie emocjonujące i mam zamiar się o tym przekonać osobiście.

Moja ocena: 8/10 

Za możliwość przeczytania książki dziękuje portalowi Sztukater.pl oraz wydawnictwu Drzewo Babel.



niedziela, 30 października 2011

Lara Adrian "Szkarłat północy"

Tytuł: Szkarłat Północy (Kiss of Crimson)
Cykl: Rasa Środka nocy
Tom: 2
Autor: Lara Adrian
Wydawca: Amber
Data wydania: czerwiec 2010
Liczba stron: 360

Kiedy w klinice weterynaryjnej pojawia się ranny mężczyzna, doktor Tess Culver nie ma pojęcia, że jej życie właśnie na zawsze się zmienia. Nie wie, że wysoki, ubrany w czerń nieznajomy nie jest człowiekiem, lecz wampirem-wojownikiem.

Jego dotknięcie budzi w Tess ukryte pragnienia, których istnienia nie przeczuwała. Jeden krwawy pocałunek przenosi ją do jego świata – namiętności, grozy i walki z tymi przedstawicielami jego rasy, którymi rządzi nałóg krwi…




Po pierwszym oczarowaniu „Pocałunkiem północy” jak na skrzydłach poleciałam do księgarni po drugą część. Obawiałam się, że „Szkarłat północy” może okazać się czymś o wiele gorszym niż pierwszy tom „Rasy Środka Nocy”, jak to już nie raz miało miejsce w wypadku innych serii. Zdecydowanie się nie rozczarowałam i mogę się nawet podkusić o stwierdzenie, ze kontynuacja tej historii bije o głowę swój początek.

Tess jest weterynarzem, który darzy zwierzęta bezgraniczną miłością i żadnemu nie odmówi pomocy. Pewnej nocy zastaje w swoim gabinecie, pokiereszowanego (delikatnie mówiąc) mężczyznę. Dante to wampir, który właśnie niemal cudem uniknął śmierci. Jest na skraju wytrzymałości, a jego ciało by uleczyć rany potrzebuje krwi. Tak się składa, że jego ofiarą staje się Tess. Planuje on po prostu napić się z niej, wymazać pamięć i zniknąć jej życia. Sprawy się jednak komplikują. Kiedy mija pierwsze zamroczenie, Dante dostrzega znamię. Tak charakterystyczne, że nie da się go z niczym innym pomylić. Kobieta jest Dawczynią Życia i łączy ją teraz z nim specyficzna, nierozerwalna więź...

Książka jak i cała seria nie jest jakimś literacki fenomenem. Nie doczeka się prawdopodobnie ekranizacji, mało kto czeka na premierę kolejnego tomu z ogromnym napięciem. Ot taki tam romans paranormalny. Ja jednak bardzo polubiłam Rasę Środka Nocy i bardzo żałuję, że nie mam czasu zapoznać się kolejnymi tomami.

W „Szkarłacie północy” mamy dwójkę nowych bohaterów (no może oprócz Dante, ale o nim za dużo nie było). O parze z poprzedniej części nie dowiadujemy się prawie nic nowego. Mimo to historia Zakonu toczy się dalej. Na czarnych rynku mrocznych istot pojawia się się pewien narkotyk - Karmazyn. Wprowadza chaos wśród wampirzej społeczności i zbiera spore żniwo, uzależniając w ekspresowym tempie. I właśnie w środek tego zamieszania wpada Tess. Z pozoru urocza Pani Doktor, jednak skrywająca pewną mroczna tajemnicę. W końcu jest dawczynią życia.
Dante też nie jest zwykłym wampirem. Odziedziczył po swojej matce dar, który okazał się prawdziwym przekleństwem. U kogo znajdzie wsparcie i zrozumienie?

Język tekstu jest prosty i lekki w odbiorze, fakt faktem jest również lekko wulgarny. Sceny erotyczne, krótko mówiąc daleko odbiegają od schematycznych romantycznych uniesień. To niestety często odstręcza potencjalnego czytelnika. Jednak powiedzmy sobie szczerze, książka te nie niesie, ze sobą żadnych większych wartości. Jest to miła lekturka (może trochę ironicznie powiedziane), która czyta się dla chwili rozrywki, a nie dla zapoznania się z górnolotnymi frazesami. Ja jednak uwielbiam takie mało ambitne pozycje i sięgam po nie nader chętnie oraz polecam je każdemu.

Akcja nadal pozostaje jakby w tle całej fabuły. Pierwsze miejsce zajmuje tu romans. Wprawdzie cała sprawa z Karmazynem dodaje tu nutkę sensacji, ale nadal jest jej bardzo malutko. Głównie motyw miłości dwójki bohaterów jest tu wałkowany w nieskończoność, choć jest tu kilka wątków zaczepiających o treść kolejnego tomu.

Okładka całkiem ładna, choć wydaje mi się że zrobiona jakoś tak na odczepnego. Ja prawdopodobnie zrobiłabym to bardziej artystycznie, mimo iż programy do obróbki graficznej mnie nie lubią. Chwała jednak za to, ze jest taka, a nie inna. A miała być początkowo taka paskudnie, ohydnie, koszmarnie, wściekle różowa, że od samego widoku robiło mi się słabo. Ale to już moja własna awersja do tego koloru.

Kolejny tom cyklu to „Przebudzenie o północy” opowiadające o losach Tegana (mojego ulubionego bohatera).

Moja ocena: 9/10.

Ocena wprawdzie wysoka, ale ja każdą książkę oceniam w różnych kategoriach. Tu chodzi mi o romans paranormalny. 

Recenzja pierwszego tomu Pocałunek o północy

środa, 26 października 2011

W świecie bez ograniczeń, nie ma nic bardziej uwodzicielskiego niż Kuszące zło…

Długo oczekiwana premierę 3 części bestsellerowej serii Zew nocy pt. Kuszące zło, australijskiej pisarki Keri Arthur już w księgarniach!


W świecie magii i pokus, nocą budzą się do życia piękni, przeklęci i pożądani.
Riley Jenson musi jednak działać na własną rękę. Jest niespotykanym połączeniem wampira i wilkołaka, pracującym dla organizacji, której głównym celem jest utrzymywanie porządku w świecie nadprzyrodzonych stworzeń. Ufając przełożonym i kochankom niewiele więcej niż swoim najgorszym wrogom, Riley gra według własnych zasad. Jej nową misją jest przeniknięcie do potężnie strzeżonego pałacu rozkoszy, którego właścicielem jest przestępca znany jako Deshon Starr - szaleniec od lat zajmujący się genetyką.
Gdy wokół Riley zaczynają kręcić się dwaj seksowni mężczyźni - opanowany i niesamowicie uwodzicielski wampir oraz gorący wilkołak - i zaczynają walczyć ze sobą o jej względy, Riley musi zachować zimną krew. Jeśli ocali świat przed Deshonem Starrem, ocali też samą siebie…


Ta paranormalna seria staje się coraz lepsza z każdą następną książką… ekscytująca przygoda, która daje wszystko co trzeba do znakomitej zabawy – seksownych zmiennokształtnych, gorących wampirów, dziki niekontrolowany sex i szczyptę prawdziwej miłości, która może okazać się wieczna.
FreshFiction.com

Keri Arthur zręcznie splata trzymającą w napięciu fabułę z upojnym
romansem w, nader przyjemnej, rzeczywistości Melbourne. Seksowne
wampiry, namiętne wilkołaki, nieposkromiony, śmiały i przyjemny sex
musi się wam spodobać. Błyskotliwa, seksowna i dobrze
zaplanowana historia. "Wschodzący księżyc" pozostawił mnie z marzeniem o
byciu wampirem… Kim Harrison.



~o.O.o~

Wieści gminne i inne

Ostatnimi czasy na blogu jest mały postój. To dlatego, że chwilowo nie mam czasu (jak każdy), przygotowuje się do matury co mi maksymalnie ogranicza wolne chwile oraz meczę się z pewną książką. To chyba pierwszy tytuł, który czytam tyle czasu. Jeszcze moment i zacznę rwać włosy z głowy. Ale postanowiłam że dokończę co zaczęłam i jakoś wytrwam do końca. 

Moja szkolna biblioteka również postanowiła założyć wejść w internetową społeczność i założyć bloga. Chwilowo jest on w rozsypce, ale już można znaleźć na nim recenzje książek Paulo Coelho. Serdecznie zapraszam do odwiedzin na Rent a book.

I to chwilowo tyle. Mam jedną recenzje już gotową, ale gdzieś mi się kartka zapodziała. Tak to już jest jak człowiek, żyje w mega bałaganie.   

Tymczasem...


niedziela, 16 października 2011

Potrafiłbyś przebiec maraton?


Potrafiłbyś przebiec maraton? Większość osób nie potrzebuje nawet minuty, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiedź brzmi mniej więcej tak: „Ja? 42 kilometry? W życiu!”. Nie jest to właściwy sposób myślenia. Każdy może go przebiec. Prawda, potrzeba do tego dużo czasu na odpowiednie przygotowanie, determinacji i silnej woli. Tim Rogers w książce wydanej przed wydawnictwo Buk Rower: „Mój pierwszy maraton” dowodzi, że nie musisz być zawodowym sportowcem. Jeśli tylko chcesz, i ty możesz ukończyć maraton!
Na przykładzie Maratonu Londyńskiego krok po kroku będziesz poznawał tajniki przygotowań i startu w maratonie. Dowiesz się, jak zaplanować trening, żeby osiągnąć sukces i mieć czas na życie prywatne. Jak wybrać odpowiednie buty, jak dobrać ćwiczenia, które uchronią cię przed kontuzją i co jeść, żeby zyskać dodatkową energię. Ale przede wszystkim dowiesz się, jak nie stracić motywacji, a z wysiłku fizycznego czerpać coraz więcej radości.
W przygotowaniu do pierwszego biegu maratońskiego chodzi o odpowiednie wytrenowanie organizmu i nabranie wytrzymałości pozwalającej pokonać tak długi dystans. Jednak to, o czym musisz pamiętać, to nie tylko cotygodniowe wyrabianie kilometrów, bieg maratoński to nie tylko bieganie. Do ukończenia maratonu oprócz siły fizycznej potrzebna ci będzie naprawdę silna psychika.
Autor Tim Rogers jest niekwestionowanym autorytetem do maratonu przygotował setki początkujących biegaczy, a sam 62 razy przekroczył linię mety. Poznasz prawdziwą historię jednej z jego uczennic, prezenterski stacji BBC. Opowieść kobiety, która pomimo pracy na pełen etat i braku wiary we własne możliwości postanowiła przygotować się do maratonu.
Jeśli jesteś początkującym, jak i zaawansowanym biegaczem, ta książka jest dla ciebie. Nigdy nie myślałeś o maratonie, masz problemy z motywacją, zasiedziałeś się przed telewizorem? Czas ruszyć i odmienić swoje życie. Wyobraź sobie, co możesz czuć, kiedy przebiegniesz swój pierwszy maraton. Tego nie da się opisać. Sprawdź!
I ty możesz zostać maratończykiem!
Książka dostępna od 12 października w sklepie internetowym bukrower.pl 

czwartek, 13 października 2011

Denis Avey, Rob Broomby "Człowiek, który wkradł się do Auschwitz"

Tytuł: Człowiek, który wkradł się do Auschwitz (The Man Who Broke Into Auschwitz)
Autor: Denis Avey, Rob Broomby
Wydawca: Insignis
Data wydania: 21 wrzesień 2011
Liczba stron: 376
ISBN:
978-83-61428-44-2
CZŁOWIEK, KTÓRY WKRADŁ SIĘ DO AUSCHWITZ to historia brytyjskiego żołnierza, który z własnej woli przedostał się do obozu Auschwitz III-Monowitz.

Czasami zastanawiam się co by było gdyby wybuchła w naszym kraju wojna lub ja urodziłabym się mniej więcej w 1920 roku. Czy stanęłabym do walki? Czy wstąpiłabym do ruchu oporu? Czy miałabym odwagę przeciwstawić się zaborcy? Mówię sobie, że tak, że nie czekałabym z założonymi rękami, aż coś ktoś zrobi. Jednak jest we mnie taki mały głosik, który sprowadza mnie na ziemię i uświadamia, że najprawdopodobniej schowałabym się w najczarniejszym kącie i trząsała portkami ze strachu.

Nie uległ jednak i chwycił za broń Denis Avey, bohater książki „Człowiek, który wkradł się do Auschwitz”. Za czytanie tej pozycji brałam się pełna entuzjazmu i zapału. Niestety rzeczywistość zupełnie odbiega od moich wyobrażeń. Zdecydowanie zawiodłam się i jest mi z tego powodu ogromnie przykro.

Denis jako młody człowiek zaciąga się do armii by wziąć udział w wojnie, którą wszyscy tak dobrze znamy. Zostawia rodziców i wyrusza w podróż, która napiętnuje go do końca życia. Przez Afrykę Północą wędruje razem ze swoim Batalionem. Obserwuje ogrom okrucieństwa jakie zgotowała żołnierzom II Wojna Światowa. Widzi śmierć wrogów, swoich towarzyszy, przyjaciół. Dostaje się do niewoli i po jenieckiej tułaczce trafia do IG Farben. Jest to niemiecka fabryka położona niedaleko obozu Auschwitz, który odrywa tu znaczącą rolę.

Książka napisana jest w narracji pierwszoosobowej. Podczas czytania odczuwa się wrażanie jakby zaglądało się do pamiętnika. Są to w końcu wojenne wspomnienia autora. Czekał on bardzo długo by podzielić się z nami swoimi przeżyciami. Nie jestem jednak do końca przekonana, że robił to z czystej chęci przekazania światu swoich doświadczeń. Książkę odbieram raczej jako po prostu próbę sprzedania swojej historii, która ogólnie nic nowego nie wnosi do naszych poglądów na obozy lub sama wojnę.

Tytuł książki jest zdecydowanie przesadzony. Mamy tu wędrówkę Denisa jako żołnierza Brytyjskiej armii, jako jeńca, następnie marsz śmierci i próbę poukładania życia po koszmarze wojny. O samym Auschwitz mamy tu zaledwie kilkanaście stron. Co w porównaniu z cała objętością książki to tyle co kot napłakał, a mój potrafi napłakać czasami dużo więcej. W błąd też wprowadza okładka, która nieodmiennie kojarzy nam się z Oświęcimiem.

Szczerze mówiąc liczyłam na coś zgoła innego. Chciałam minimalnie (bo na pewno nie całkowicie) doświadczyć losu ludzi odgrodzonych od świata drutem kolczastym. Ludzi, którzy doświadczyli piekła obozów pracy i zagłady. Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Książek o żołnierskim życiu, walce z nazizmem i Hitlerem jest bardzo dużo. To właśnie świadectw tych co przeżyli Auschwitz jest tak mało. Bo tych osób jest mało, a dzisiaj już prawie wcale, nie chcieli oni też wracać do tych chwil w swoim życiu, w których byli traktowani gorzej niż zwierzęta.

Co mi się szczególnie podoba, to wstawka w środku ze zdjęciami, które mniej więcej obrazują nam samego bohatera jak i wiele osób i sytuacji przez niego opisywanych.

Książkę zdecydowanie polecam osobom, które pasjonują się życiem żołnierza na froncie II Wojny Światowej. Czyta się ją całkiem szybko. Napisana jest językiem w miarę prostym (nie licząc kilku obcojęzycznych słów, które niestety nie zostały wytłumaczone np. w przypisach, a nie zawsze można było wyczytać ich znaczenie z tekstu). To pasjonująca i wciągająca opowieść, po której jednak nie da się przysiąść na chwilę refleksji (a bynajmniej ja nie umiałam). 

Moja: ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater.pl oraz wydawnictwu Insygnis






wtorek, 27 września 2011

Sandra Brown "W objęciach chłodu"

Tytuł: W objęciach chłodu (Chill Factor)
Autor: Sandra Brown
Wydawca: Świat książki
Data wydania: maj 2007
Liczba stron: 416
ISBN:
978-83-247-0439-2
 
W sennym miasteczku w Nowej Karolinie nagle wszystko się zmienia. W tajemniczych okolicznościach znika pięć kobiet, a w miejscu, gdzie ostatnio je widziano, ktoś zostawia niebieską wstążkę. Intensywne poszukiwania zaginionych kobiet prowadzi komisarz Dutch Burton, który zmaga się także z osobistymi problemami.

Sandra Brown nie po raz pierwszy udowodniła mi, że tworzy wspaniałe, fascynujące historie. Potrafi z misterną precyzją spleść ze sobą wiele wątków i postaci. Wprawić czytelnika w stan nerwowego oczekiwania, kiedy to z niecierpliwością przewraca się kolejne kartki, by jak najszybciej odkryć jak potoczą się losy bohaterów.

Cleary to małe, senne miasteczko położone w górach. Idylliczna sceneria, spokojni mieszkańcy, czasem nawet zdarza się, ze powieje nudą. Niestety, jakiś czas temu, spadał na tą miejscowość cień grozy. Zaginęło pięć kobiet i żadnej nie odnaleziono. Policja podejrzewa porwania, a nieznanego przestępcę nieoficjalnie nazywa Chabrem, od niebieskich wstążek zostawianych na miejscu przestępstwa.

Lilly Martin właśnie pozbyła się ostatniej rzeczy łączącej ją z byłym mężem. Sprzedają właśnie ich wspólny domek letniskowy. Niestety mężczyzna nie bardzo akceptuje zaistniałą sytuację. Po paskudnej kłótni wybiega z budynku, a Lilly wyczerpana zapada w niespokojny sen. Kiedy się budzi na dworze panuje niezła zadymka, początek zapowiadanej od dawna gwałtownej burzy śnieżnej. W drodze powrotnej nagle na szosę wybiega człowiek. Nie udaje się uniknąć wypadku. Kobieta, zmuszona jest wrócić do górskiej chaty wraz ze swoim nowym towarzyszem i przeczekać, okrutny kaprys natury. Jakież jest jej przerażanie gdy w jego plecaku odnajduje... kłębuszek niebieskiej wstążki.

Sandra Brown nie była by sobą gdyby skupiła się tylko na jednym głównym wątku. Obserwujemy tu nie tylko historię Lilly i jej towarzysza. Mamy okazje poznać aptekarza Ritt'a, skorego do wszelkiego rodzaju plotek; jego siostrę, Marilee, nauczycielkę w miejscowym liceum, która nie jedno ma na sumieniu; Wes'a, apodyktycznego trenera szkolnej drużyny futbolowej oraz jego nastoletniego syna Scott'a. Jest to paleta postaci o odmiennych zachowaniach i charakterach. Obserwujemy ich wybory (słuszne lub nie), możemy wczuć się w ich rozterki, dojrzeć dlaczego postępują tak a nie inaczej.

„W objęciach chłodu” to jedna z książek, które są niemal specyficzne dla tej autorki. Taki kryminał z romansem w tle ( i o nie jednym). I zdecydowanie wątki miłosne nie dominują w fabule.
Występuje tu narrator trzecioosobowy, który pisze z punktu widzenia każdego z bohaterów, dzięki czemu możemy wnikliwie poznać kierujące nimi pobudki, a mimo to przestępcę odkrywamy dopiero na końcu.

Weźmy cieplutki kocyk, kubek gorącej czekolady (lub innego napoju, zależnie od upodobań) i najlepiej przy kominku, bo w książce panuje naprawdę mroźna atmosfera, rozkoszujmy się intrygą i tajemnicą zawartą w tej pozycji. Gdzie zaufanie walczy o prawo głosu ze zdrowym rozsądkiem, niewinne owieczki zamieniają się w krwiożercze wilki, osoby które powinny być dla nas ostoją i opoką okazują się prawdziwymi potworami.

Powieść ta mimo iż bardzo mi się podobała, nie jest jednak jedną z najlepszych książek pani Brown. W sumie nie mam do czego się przyczepić, ale nie wprowadziła mnie w stan całkowitego zachwytu. Po przewróceniu ostatniej strony czułam się absolutnie syta fabuły i zadowolona z takiego a nie innego zakończenia.

Okładka też bardzo ładna. Może nie za bardzo artystyczna, ale mi się taki minimalizm podoba. I kolorem idealnie wpada w klimat książki (niebieskie wstążki Chabra).

Moja ocena: 8/10