niedziela, 29 stycznia 2012

Dan Wells "Nie jestem seryjnym mordercą"

Tytuł: Nie jestem seryjnym mordercą (I Am Not a Serial Killer)
Cykl: John Cleaver
Tom: 1
Autor: Dan Wells
Wydawca: ZNAK emotikon
Data wydania: 11 styczeń 2012
Liczba stron: 256

Miasteczkiem Clayton wstrząsa seria tajemniczych morderstw. To moja obsesja. Muszę się dowiedzieć, kto zabija.

Mój terapeuta twierdzi, że sam mam cechy seryjnego mordercy. 95% procent seryjnych morderców w dzieciństwie unikało ludzi, podpalało i dręczyło zwierzęta, ale to przecież nie oznacza, że każde pokręcone dziecko wyrasta na zabójcę, prawda?

Nie jestem seryjnym mordercą. Ale mógłbym nim być.

Człowiek już tak ma, że zawsze posiada jakieś zainteresowania. Mogą to być pocztowe znaczki, manga, postaci historyczne, gwiazdy rocka... lub seryjni mordercy.

John Cleaver ma 15 lat. Wychowuje go matka, która wraz z siostra prowadzi zakład pogrzebowy. Ociec zostawił ich, gdy chłopiec miał 8 lat. Całości rodzinki dopełnia starsza siostra, która nie za bardzo potrafi dogadać się z matką. John zaczyna liceum. Ma przyjaciela Max'a, a nawet zaczął oglądać się za pewną dziewczyną.
Opis zwykłego amerykańskiego nastolatka, którym bohater nie jest. Co czwartek spotyka się z psychoterapeutą by analizować jego fascynację seryjnymi mordercami. Jest socjopatą, który dzięki wyćwiczonemu systemowi zasad, próbuje przetrwać każdego dnia, bez wypuszczania do tej pory szczelnie zamkniętej bestii. Jednak w miasteczku zaczyna dochodzić do makabrycznych zbrodni. Giną kolejni niewinni ludzie i panika zaczyna powoli ogarniać mieszkańców. John zamierza rozwikłać zagadkę tego mordercy, który zabiera ofiarom części ich ciała a na miejscu pozostawia nieidentyfikowany ciemny płyn. Wie też, że nie poradzi sobie bez pomocy drzemiącego w nim potwora. 


 „- To nie było zabójstwo – odpowiedziałem – tylko seryjne morderstwo.
- Jest jakaś różnica?
- Oczywiście, że jest (…). Zabójstwo jest... po prostu inne. Zabójcami są na przykład pijacy albo zazdrości mężowie; mają powody, aby coś takiego zrobić.
- Seryjni mordercy nie maja powodów?
- Powodem jest samo zabijanie – odparłem. - Seryjni morderca odczuwa w sobie głód lub pustkę, a zabijanie to zaspokaja. Nazywanie tego zabójstwem jest... pospolite. Powoduje, że brzmi to jakoś banalnie.”*

Wnikamy w umysł niezwykłego nastolatka, który mimo iż najchętniej pociąłby znienawidzoną osobę na kawałki prawi jej komplementy. Bo taką ma zasadę. A ta zasada pozwala mu nie wprowadzić w czyn swoich wyobrażeń. Zdecydowanie byłby do tego zdolny. Jest socjopatą. Nie odczuwa ludzkich emocji. Zakłopotanie, wstyd, nieśmiałość jest dla niego czymś kompletnie obcym. Wydawać by się mogło, że jedynym uczuciem, które tak naprawdę rozpoznaje u innych, to ogarniający ich strach. Napawałby się nim w nieskończoność. Nie pozwala sobie na to, bo wie, że tym karmi się zło, które pragnie nim zawładnąć.

Zostaje popełnione pierwsze morderstwo. Mija miesiąc i ginie kolejna osoba. Potem następna i jeszcze jedna. John jest świadkiem bestialskiego morderstwa. Wie kto jest sprawcą i postanawia nie  dopuścić do kolejnego rozlewu krwi. Czeka go jednak trudne zadanie. Przeciwnikiem nie jest zwykły człowiek, to coś o wiele gorszego niż istota ludzka.

Spodziewałam się, że książka będzie swego rodzaju thrillerem psychologicznym (i jest). Planowałam, że oderwę się na chwilę od wszech-otaczającej fantastyki. Jednak ten element paranormalny nie jest tu tak do końca nie realny. Demonem jest tu w końcu morderca, który z zimną krwią wypruwa ofiarom wnętrzności.

Narratorem jest sam bohater. Dzięki czemu możemy poznać jego sposób myślenia, trzeba przyznać że ciekawego myślenia, szalejących w nim emocji, walki i zachowanie granicy, której nie powinnyście przekraczać. W „Nie jestem seryjnym mordercą” można wyróżnić dwie części. W początkowych rozdziałach poznajemy samego Johna. To kim jest i jak toczy się jego życie. A potem John jest świadkiem morderstwa i od tej pory zaczyna się pogoń za demonem. Z każdym rozdziałem coraz bardziej wciągająca. Dan Wells opisuje wszystko z taką swobodą, że po pewnym czasie od książki nie można się oderwać, dopóki nie pozna się zakończenia. Jest tu wiele drastycznych scen. Autor nie boi opisywać się zmasakrowanych ciał czy nawet dokładnego procesu balsamowania martwego ciała. Nie jednemu z pewnością podejdzie kolacja do gardła (bo książka zdecydowanie do czytania wieczorem, w dzień nie ma takiej atmosfery :D). Niektóre sceny są naprawdę okrutne, a wręcz obrzydliwe. Książka na pewno nie spodoba się każdemu. Ale jeśli lubisz sensację, napięcie i kryminalne nuty to coś zdecydowanie dla ciebie.

Na wielką pochwałę zasługuje też oprawa graficzna. Świetny pomysł z tym ketchupem rozsmarowanym w kształt głowy, znalazło się nawet kilka frytek, a w to wszystko wkomponowana taśma policyjna i lekarskie akta. Pierwsza strona też się wyróżnia. Grafika sprawia wrażenie jakby kartka była lekko pogięta i zachlapana. Można znaleźć też informację, ze książka z pewnością spodoba się fanom „Dextera”. Nie wiem, nie oglądałam (choć obiło mi się o uszy), ale teraz zdecydowanie planuje.

Historia Johna Cleavera pozostawiła mi pewien niedosyt i z ogromnym napięciem wyczekuje premiery drugiego tomu, pt. „Pan Potwór”.

Moja ocena: 10/10

*cytat z "Nie jestem seryjnym mordercą"   

Kolejny tom trylogii "Pan Potwór" w księgarniach od 8 lutego 2012
~o.O.o~

Oczywiście jeszcze raz zapraszam na mojego bloga Obudzić Szczęście

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Spotkanie autorskie z Pawłem Pollakiem we Wrocławiu!


Księgarnia Matras, Stowarzyszenie Sztukater oraz Oficynka zapraszają na spotkanie z Pawłem Pollakiem, autorem wrocławskiej powieści kryminalnej „Gdzie mól i rdza”.
28 stycznia (sobota), godzina 14, Księgarnia Matras
ul. Świdnicka 28, Wrocław 
Spotkanie poprowadzi Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wstęp wolny. Zapraszamy!

niedziela, 22 stycznia 2012

Andreas Goessling "OPUS. Zakazana księga"

Tytuł: OPUS. Zakazana księga (OPUS – Das verbotene Buch)
Cykl: Opus
Tom: 1
Autor: Andreas Goessling
Wydawca: TELBIT
Data wydania: 12 październik 2011
Liczba stron: 500

 Rok 1499. Rzesza Niemiecka. Wydaje się, jakby lada chwila miał się zawalić cały świat: na stosach płoną kacerze i czarownice, powstania zubożałych chłopów są bezwzględnie tłumione, a wędrowni kaznodzieje podróżują od miasteczka do miasteczka, głosząc bliskie nadejście końca świata.
Gdy piętnastoletniemu Amosowi powierzana jest Księga Duchów, chłopiec nawet nie spodziewa się, że jego życie już nigdy nie będzie takie samo. Bo też w każdym, kto przeczytał tę księgę, budzą się magiczne zdolności… Amos ma do spełnienia misję: musi dostarczyć Księgę Duchów do rąk wybranego adresata. Ale właściwie dla kogo jest ona przeznaczona? Rozpoczyna się szaleńcza pogoń. Życie chłopca jest w niebezpieczeństwie, bo księgą zainteresowała się cenzura. Siepacze inkwizycji i urzędu cenzury uczynią dosłownie wszystko, by znaleźć się w jej posiadaniu…


Działanie wielkiej inkwizycji było jednym z najczarniejszym okresów w historii Europy. Zapłonęła ona światłem niejednego stosu, na którym płonęli niewinni ludzie (bo sąsiadce krowa nie dała mleka). Ofiarami padali jednak nie tylko ludzie, ale i książki wertowane przez oko bezwzględnej cenzury. Ile to wielkich, wartościowych dzieł nigdy nie ujrzało światła dziennego, z powodu wciągnięcia ich na listę tych zakazanych.

Rzesza Niemiecka. Rok 1499
Piętnastoletni Amos trzy lata wcześniej stracił rodziców, został rozdzielony z siostrą i trafił pod skrzydła bezwzględnego stryja. Jego jedyną oazą spokoju jest stary młyn, w którym mieszka Valentin Kronus. Wziął on chłopka pod swoje skrzydła i dopuścił do największego sekretu. Mianowicie tworzy on tajemniczą „Księgę duchów” zawierającą cztery opowiadania, których przeczytanie sprawi, ze człowiek posiądzie niezgłębioną wiedzę, a także nauczy się posługiwać magią. Kronus chce by dotarła do jak największej liczby odbiorców. Po drodze jednak czeka na niego przeprawa z cenzorem, który musi dopuścić tekst do druku. Sprawy jednak nie idą po myśli uczonego. Przybywają po niego żołnierze inkwizycji, po drodze bezwzględnie rozprawiając się z mieszkańcami zamku na którym mieszka Amos. Jemu jedynemu udaje się przeżyć. Ma on teraz do wykonania niezwykle ważną misje. Musi dostarczyć „Księgę duchów” w odpowiednie ręce. Jednak krok w krok podążają za nimi łowcy książek. Gotowi na wszystko by zniszczyć ten „diabelski” tekst.

„Zakazana księga” to pierwszy tom duologi „Opus” pisarza Andreasa Goesslinga. Trzecioosobowa narracja idealnie łączy przeżycia głównego bohatera jak i sposób działania łowców książek, którzy gotowi są na wszystko by osiągnąć swój zamierzony cel. Doskonałym tłem akcji jest ówczesna Rzesza Niemiecka. Idealnie zostały oddane realia tamtych czasów. Bohaterowie również przedstawieni są w sposób barwny i szczegółowy.  Historia bardzo dynamiczna. Na młodego Amosa czeka wiele przygód i niespodzianek. Autor doskonale połączył tu rzeczywistość z magicznym światem, co sprawia, że cała opowieść jest spójna i przejrzysta.

Język jakim napisany jest książka jest bardzo prosty i dzisiejszy, że tak się wyrażę. Wydawać by się mogło, że „Opus” przepełniony będzie archaizmami, na co wskazywać może czas akcji, ale tak nie  jest. Każdy czytelnik ma możliwość zrozumienia tekstu bez zastanawiania się co znaczy to lub tamto słowo.

„Zakazana księga” to magiczna opowieść o walce z destrukcyjnymi zasadami, walce o wolność ludzkiej wyobraźni. Poznajemy nie tylko okrutną inkwizycję, ale także bractwo Opus Spirytus , dla którego to właśnie Kronus pisał dzieło swojego życia. Ogromnie spodobała mi się ta książka, choć muszę przyznać, ze czytało mi się trochę opornie. Siedziałam nad nią dwie, trzy godziny, a byłam zaledwie sto stron dalej. Jednak zdecydowanie polecam zapoznanie się z tym tytułem, bo bezsprzecznie warto.
Znajda tu też coś dla siebie panie lubiące historie miłosne. Do Amosa w jego niebezpiecznej podróży dołącza zielonooka Klara. Tych dwoje nastolatków połączy miłosne uczucie, które jak się okaże będzie musiało wiele przejść.

Jak najszybciej chwiałabym się zapoznać z dalszym ciągiem tej historii zawartym w  tomie drugim pt „Łowcy księgi” wydanym w listopadzie ubiegłego roku.

Muszę jeszcze dodać, ze szalenie podoba mi się okładka książki. Ta poraniona ręka trzymająca  tajemnicza księgę, wygląda wspaniale, a ta od tomu drugiego tym czerwonym światłem bardzo mnie intryguje.

Moja ocena: 8/10


 Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu TELBIT oraz portalowi Sztukater.

sobota, 14 stycznia 2012

Maria Rodziewiczówna "Na fali"

Tytuł: Na fali
Autor: Maria Rodziewiczówna
Wydawca: MG
Data wydania: 15 Wrzesień 2011
Liczba stron: 265

Niezwykła opowieść o zniszczonych ideałach. Józef Reni, młody student i utalentowany skrzypek znajduje stancję, w której mieszka również szykowna i wesoła córka gospodyni, Józefina, zwana zdrobniale Pepi. Wrażliwy chłopak stopniowo ulega jej urokowi, wierząc, że uczucie jest odwzajemnione. Kiedy uświadamia sobie, że był tylko zabawką w uroczych rączkach, decyduje się związać z inną dziewczyną, stanowiącą przeciwieństwo trzpiotowatej Pepi, jednak serca nie da się oszukać.
Autorka subtelnie stawia nas przed dylematem, czy lepiej być osobą pozbawioną głębokich uczuć, biorącą z życia tylko powierzchowną przyjemność, czy kochać głęboko, ale i cierpieć mocno. Jej wnioski nie są zbyt optymistyczne.



Z czym kojarzy nam się pozytywizm? Prawdopodobnie z kolejną epoką literacką wałkowaną na lekcja języka polskiego w liceum. Powieść związana z tym okresem to bez sprzecznie „Lalka” Bolesława Prusa. Przyznam się szczerze, że nie przeczytałam tej lektury i cichutko liczę na to, ze nie trafi mi się ona na maturze. Utwór „Na fali” Marii Rodziewiczówny przywiódł mi na myśl właśnie „Lalkę” (bo coś tam z lekcji do mnie dodarło).

Józef Reni to młody człowiek, student prawa, utalentowany skrzypek. Poszukuje on stancji, która byłaby nie droga i znajdowała się możliwe blisko uczelni. Jeden z jego przyjaciół proponuje mu wizytę u niejakiej profesorowej, która mieszka wraz z córkami i gotowa jest wziąć Józefa pod swój dach (w końcu już jednego lokatora ma). To właśnie tu młody Reni poznaje swoją imienniczkę Józefę, na która wszyscy mówią Pepi. Otoczona jest ona wianuszkiem adoratorów, więc początkowo nie zawraca sobie nią głowy. Jednak z biegiem czasu ta młoda osóbka coraz bardziej zaprząta mu myśli. Wydaje się, że Pepi odwzajemnia gorące uczucia Józefa. Wspólnie organizowany teatr zbliża do siebie młodych kochanków. W tym, jak się później okaże, doskonałym momencie wkracza wieloletni przyjaciel naszego bohatera, Łukasz. Zabiera go w tułaczą podróż. Wędrują pieszo, śpią pod gołym niebem, graja na skrzypcach dla przypadkowych widzów. Jednak w sercu Józefa nadal obecna jest rozpaczliwa tęsknota za ukochaną. Mimo protestów Łukasza postanawia wracać do domu, do Pepi. Tu spotyka go ogromny szok i rozczarowanie. Pana Józefa pod jego nieobecność przygruchała sobie nowego adoratora, a względem Reniego zachowuje się jakby namiętne pocałunki za teatralna kotarą nie miały nigdy miejsca.

Występuje tu narrator trzecioosobowy (wszechwiedzący jak to mawia moja polonistka :D) wie wszystko o licznych bohaterach. Akcja rozgrywa się w mieście, którego nazwa nie jest podana, ale prawdopodobnie jest to Kraków, gdzie autorka umiejscawia wydarzenia w wielu swoich utworach.  Głównych bohaterem jest tu oczywiście Józef Reni. Młody mężczyzna, bardzo delikatny, wielki romantyk. Jako dziecko w krótkim czasie stracił rodziców. Pozostał mu tylko brat Piotr i ciotka z mężem. Piotr to wielki lekkoduch, uwielbia kobiety, różnorakie zabawy, niemal ciągle po uszy w długach. Ma jednak smykałkę do pracy w młynie, który należał do jego dziadka, a teraz przypadł w udziale ciotce.
Małżeństwo Mariców (ciotka i wuj Józefa i Piotra), żyją ze sobą jak kot z psem. Oboje równie pazerni i skąpi. Jedno przed drugim ukrywa pieniądze. Pani Maricowa wykorzystuje to, że młyn należy całkowicie do niej.
Pepi mimo iż odgrywa bardzo ważną rolę w utworze nie jest przedstawiona nader szczegółowo. Tak naprawdę mało co o niej wiadomo. Całkiem ładna, utalentowana kokietka, uwielbia bawić się mężczyznami. I tyle. Rzadko kiedy występuje sama ona. Częściej raczej we wspomnieniach Józefa.
Spotykamy tu również tą trzecią. Liza wnuczka Maltasa. To z nią żeni się bohater odrzucony przez ukochaną. Zawiodłam się na tej postaci. Spodziewałam się spokojnego, milutkiego dziewczątka zakochanego na zabój w Renim. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna

Nie jest to idealnie pozytywistyczna powieść (w niej powinna się przecież znaleźć praca u postaw, pragmatyzm, altruizm, agnostycyzm i cała rzesza innych skomplikowanych zagadnień). Uwydatniony jest tu kult pracy, związany z młynem Mariców. Głównym wątkiem jest jednak zachwianie wiary bohatera w jego wartości, upadek ideałów. Józefa niczym Izabela Łęcka wodzi go za nos, by w końcu zadrwić z niego i pchać w nieszczęśliwe małżeństwo, a mimo to Józef nie może wyzbyć się uczuć do ukochanej kobiety. Utalentowany skrzypek zostaje stłamszony i po kilku latach nie umie już nic zagrać. Nie żyje już, a wręcz egzystuje.

Bardzo spodobała mi się powieść „Na fali” mimo iż nie znalazłam tu tego czego przeważnie szukam w czytanych książkach. Stosunkowo krótka historia, napisana językiem charakterystycznym dla przełomu XIX i XX wieku, jednak nietrudnym w odbiorze. Zdecydowanie sięgnę po kolejne książki Marii Rodziewiczówny (na końcu wydawca zamieścił kilka okładek i opisów jej powieści). Sama okładka jest bardzo ładna i nastrojowa, Oddaje choć trochę klimat powieści (co ostatnimi czasy rzadko się zdarza).

Moja ocena: 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu MG oraz portalowi Sztukater



~o.O.o~

Zapraszam również na mojego drugiego bloga Obudzić Szczęście. (jakoś tak mnie nagle naszło :D)

niedziela, 1 stycznia 2012

Marta Magaczewska "Bahama yellow"

Tytuł: Bahama yellow
Autor: Marta Magaczewska
Wydawca: JanKa
Data wydania: 3 paździenik 2011
Liczba stron: 221

Bohaterowie nowej powieści Marty Magaczewskiej noszą oryginalne imiona, niekojarzące się z żadnym konkretnym miejscem na Ziemi. Lelech, Skomroch, Tabiołka, Lala, Zajc, Koffel, Kauk... Przekształcając klasyka, można powiedzieć, że akcja utworu toczy się wszędzie, czyli nigdzie, a obcujemy ze światem pełnym napięcia i grozy, który utracił lub właśnie traci sens. Poczucie tej utraty u każdego z bohaterów jest inne, największe u Koffla, który (czy przypadkiem?) pierwszy kończy życie. Ostatecznie autorka pozwala przeżyć tym, którzy tego sensu do końca, z uporem szukają, nawet jeśli tylko stwarzają sobie iluzję; tragiczni i śmieszni w podejmowanych próbach przetrwania. Bo czy to człowiek decyduje o własnym losie, czy też jest dotkliwie od narodzin skazany - cały z materii, pozostający pod presją ciała, które musi mieć swój kres? Na przekór absurdowi w tym świecie od początku wyczuwalny jest stały rytm, z mocy słowa i sugestywnego obrazu zrodzony.


Bycie człowiekiem niesie ze sobą odpowiedzialność za swoje czyny. W końcu jesteśmy stworzeniami myślącymi i możemy przeanalizować wszystkie za i przeciw, a następnie podjąć decyzję dobrą lub złą. Co jeśli jednak na szali leży ludzkie życie? Czy mamy prawo dla większych wartości wystawić na zniszczenie niewinna ofiarę? W czym jesteśmy lepsi od zwierząt, kiedy czasami zachowujemy się dużo gorzej niż one?

„Bahama yellow” Marty Magaczewskiej opowiada o losach mieszkańców tajemniczego zakładu DOPC. Nie jest dokładnie powiedziane czym się on zajmuje, ale nie trudno zgadnąć, że jest to szpital psychiatryczny. Zostaje popełnione w nim morderstwo. Każdy może być winny. Nad Zakładem wisi groźba jego zamknięcia. Bohaterowie postanawiają odnaleźć zabójcę i oddać go władzom by uniknąć najgorszego.

Z budynku niewątpliwie pełnego ludzi poznajemy tylko garstkę bohaterów o niezwykłych imionach. Koffel to nie umiejący się wysłowić, poczciwy pijaczek. Wycofał się z życia, próbuje je przetrwać będąc w stanie ciągłego upojenia alkoholowego. Zajc to starszy duchowny, który widzi w kobietach doskonałe dzieło Boga. Tabiołka jest głównodowodzącą tego całego kramu jakim jest Zakład. Ma opresje na punkcie własnego dziecka i rozpaczliwie próbuje zajść w ciążę. Lala to jej nieudany eksperyment, adoptowała dziewczynę lecz nie obdarzyła uczuciami. Pracuje ona w Zakładzie jako sprzątaczka i we wszystkim widzi prawdziwa matkę, której niestety nie pamięta.
Następny jest Lelech i jego dążenie do poznania ludzkiej duży za pomocą sekcji zwłok. Możliwość rozcięcia klatki piersiowej, wyjęcia serca i zbadania go pod mikroskopem jest dla niego niczym raj na ziemi. I jeszcze Kauk... Sadystyczny były wojskowy. Uciekając przed karą za swoje zbrodnie wojenne schronił się w Zakładzie, gdzie urządza bitwy pająków.

Na koniec zostawiłam sobie jak mi się wydaje najbardziej ciekawą osobowość. Skomroch to mężczyzna jakich mało. Czuły, troskliwy, delikatny. Kocha zwierzęta i doskonale umie się z nimi dogadać. Pragnie miłości kobiety lecz one jakby go nie rozumieją. Zamiast podziwiać i wychwalać go za odwagę, kiedy rzuca się za dzieckiem, które wypadło z pociągu, uznają go za ekscentryka i dziwaka. Łaknie uwagi i akceptacji. To sprawia, że do nikogo się nie odzywa. Zawsze milczy, porozumiewa się jedynie gestami i sporadycznie pisaniem na kartce. Polubiłam go bardzo i z drżeniem serca obserwowałam rozwój kolejnych wydarzeń.

Cała akcja utworu dzieje się jakby w koszmarnym śnie. Mamy stary zniszczony budynek, pełen kurzu i pająków (one odgrywają tu niemal równą role z bohaterami). W pobliżu znajduje się cmentarz. Uciekając z Zakładu mamy dwie możliwości. Albo udać się w stronę drapieżnej pustyni, albo do miasta, które otacza wieczny smog, równie niebezpiecznego jak ogromne połacie pisaku.

Bohaterowie stają przed niezwykle ważnym wyborem. Nie potrafią odkryć kto jest prawdziwym mordercą, ale winnego trzeba znaleźć przed przybyciem władz. Piekielny upał, zapach śmierci roznoszący się po korytarzach, cele i motywacje postaci, negatywnie wpływają na zdrowy osąd.
I czy dziwić może w tej sytuacji, że za wyborem stać będzie urażona duma wzgardzonej kobiety?

Trzecioosobowa narracja wprowadza nas w surrealistyczny świat, w którym nie ma miejsca na sprawiedliwość. Racja ogółu jest tu ważniejsza niż rzetelna prawda. Czytając „Bahama yellow” zastanawiałam się dlaczego ta książka nie znajduje się jeszcze w kanonie lektur książek. Może nie dlatego, że jest jakaś strasznie wybitna, lecz na równi z np. „Ferdydurkę” czy „Procesem” oderwana od rzeczywistości. Niestety nie przepadam za takimi utworami.

Okładka prezentuje się średnio. Na pewno nie zachęca czytelnika, ale może ma na celu selekcje ich tak, alby po książkę sięgnęli tylko ci odpowiednio uduchowieni (do których ja chyba nie należę). Książkę na pewno polecam osobom lubiącym klimaty z lekka abstrakcyjne, nadrealistyczne. Przesłanie powieści dla każdego może wyglądać inaczej. Więc odczytywanie utworu pozostawiam, każdemu potencjalnemu czytelnikowi.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu JanKa oraz portalowi Sztukater


~o.O.o~
Z okazji Nowego Roku chciałabym życzyć wszystkim Wszystkiego Najlepszego! Zapraszam również na moje małe podsumowanie noworoczne.